..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Wieszcz



- Graham, do kurwy Maryli! Macie znaleźć tę paczkę! Ja nie rozumiem, jak można być takim debilem, żeby dać sobie wyrwać z ręki materiał dowodowy niewidomemu na wózku!
- Ale... ale on nie był wcale inwalidą, sir... Tylko udawał...
- CHUJMNIETOBOLI! Komendancie Graham, macie znaleźć te prochy, albo już do końca służby będziecie kierować ruchem na skrzyżowaniu przy wylotówce na Detroit! Czyli stosunkowo niedługo...
Wspomnę tylko, że skrzyżowanie to było jednym z ulubionych skrzyżowań Ligi, która bardzo często umieszczała je na trasie swoich wyścigów. Śmiertelność funkcjonariuszy kierujących ruchem na nim była porównywalna do śmiertelności facetów machających na starcie czarno-białymi chorągiewkami w Carmageddonie.
- Znajdę...
Oficer komendy głównej tylko rzucił mu ostre spojrzenie na do widzenia, odwrócił się na pięcie, trzasnął za sobą drzwiami i pozostawił biednego Malcolma Grahama z wizją śmierci na torze wyścigowym. Komendant potrzebował dłuższej chwili tępego patrzenia w zamknięte drzwi i gorączkowego sapania, aby ochłonąć i pozbierać myśli. Miał przed oczami ciało swojego posterunkowego, dla którego udało mu się kiedyś załatwić przeniesienie na owe feralne skrzyżowanie. Tylko raz udało mu się zdobyć przeniesienie dla kogoś, kogo nie lubił, właśnie tam. Komendanci ze wszystkich posterunków w Nowym Jorku walczyli o takie prawo rzucając niejednokrotnie na szalę wymówienia, potężne łapówki, przysługi, a nawet córki. Właśnie taką renomę miało to miejsce. Było po prostu niezawodne. Malcolm nie był jakąś szychą, ale udało mu się wcisnąć posterunkowego Watsona w kalendarz, ponieważ udowodnił mu antysemityzm. Wielu wpływowych ludzi z komendy głównej o nazwiskach kończących się na „-sztajn” dowiedziało się o tym fakcie i Watson mógł już tylko uciekać z miasta. Nie uciekł. Pacan! Malcolmowi nawet w pewnej chwili było go szkoda. Zmiażdżona twarz i jeszcze te wszystkie bebechy na wierzchu... Dałoby się to znieść, gdyby Watson nie był wtedy przytomny. A tak, wytłumaczyć mu, że nogi leżą dwadzieścia metrów dalej, a ręce właśnie brudzą tapicerkę czarnego Forda to naprawdę niewdzięczne zadanie.
- Neville! Do mnie!
- Tak, panie komendancie?
- Słyszeliście, co się dzieje!? Jakiś kretyn z naszego posterunku dał sobie ukraść materiał dowodowy ze sprawy z jakimś baronem narkotykowym, którego prezydent już od trzech lat próbuje przyskrzynić. Te dragi i listy to bardzo istotne dowody! Neville, do kurwy Maryli! Macie znaleźć tę paczkę! Ja nie rozumiem, jak można być takim debilem, żeby dać sobie wyrwać z ręki materiał dowodowy niewidomemu na wózku!
- Ależ sir! Słyszałem, że on tylko udawał inwalidę... A poza tym nie mamy żadnych poszlak.
- CHUJMNIETOBOLI! Poruczniku Neville, macie znaleźć te prochy, albo już do końca swojej służby będziecie kierować ruchem na skrzyżowaniu przy wylotówce na Detroit! Czyli stosunkowo niedługo...
- Znajdę, sir!
- Weź pluton specjalny i cały sprzęt, jakiego potrzebujesz. Nie chciałbym, aby jakiś ważny człowiek z naszego posterunku wylądował na tym skrzyżowaniu... - Neville poczuł się wyróżniony, ale widząc zamyśloną i trochę zdenerwowaną minę Grahama zasalutował i wyszedł z jego gabinetu.

***

W Janison była tylko jedna poczta i to jeszcze na zadupiu, tuż przy wyjeździe z miasta. Mały, niewysoki gmaszek, który był paskudny jeszcze przed wojną. W sumie nie został za bardzo zniszczony, bo co niby można ukraść z urzędu pocztowego, z którego wszystko wynieśli już pewnie listonosze? Marna szansa na znalezienie tam czegokolwiek użytecznego. Obdarty, utytłany w błocie wędrowiec nie myślał jednak o tym, by znaleźć cokolwiek innego niż ciepłe miejsce do snu. Biegł już czwarty dzień odpoczywając tylko po kilka godzin każdej nocy. Poczta była pierwszym, względnie bezpiecznym, obiektem, na jaki się teraz natknął. Nie przebierając w środkach, z buta wywarzył drzwi i upewniwszy się, że gmach jest pusty, wszedł do środka. Budynek miał okna pozabijane dechami, toteż:
- Ciemno jak u Murzyna w dupie - stwierdził wędrowiec i wziął pierwszy z brzegu worek z listami, po czym wysypał jego zawartość tuż obok siebie. Sięgnął do kieszeni po zapalniczkę i podłożył ogień pod losowo wybrany list. Po chwili w środku gmachu płonęło już pokaźne ognisko z zapomnianej korespondencji, zaś przybysz przegrzebywał kolejne pułki w poszukiwaniu czegoś, co mógłby na siebie założyć. Noc była bardzo zimna, a listy szybko się kończyły, zaś desek zasłaniających okna nie chciał palić, bo chroniły wnętrze budynku od mroźnego wiatru.
- Amerykanie sprzed wojny to popieprzeni patrioci. Nawet listonosze mieli na mundurach flagi. - ciuchy były trochę przyduże, ale ogólnie pasowały. Ubrany w granatowy strój listonosza wędrowiec wyglądał doprawdy idiotycznie. Kiedy zaś resztką wody z pordzewiałego bojlera zmył brud z twarzy, ta była cała pokryta dziwacznymi, czarnymi tatuażami - przypominał gitarzystę niskobudżetowej kapeli inspirowanej rzemiosłem masarskim. Miał to jednak naprawdę w poważaniu. Było mu cieplej, a opierając o coś twarz nie musiał się już bać, że potem będzie problem z odklejeniem.
- A teraz zobaczmy, czy ten towar jest coś wart... - wyjął z plecaka torebkę z białym proszkiem i łopatkę do nakładania tortu. Zanurzył łopatkę w siatce, a wyłonioną zawartość wprawnie wciągnął przez nos.
- Uuuuu! Najczystsza jakość! Miamijskie! - Miał w poważaniu to, że w mundurze pocztowca wyglądał jak idiota, podobnie jak to, że koc, którym właśnie się owinął to w rzeczywistości flaga Stanów Zjednoczonych. Po prostu zamknął oczy. Narkotyk zaczął działać.

***

- Nowy Jorku, ojczyzno moja! Ty jesteś niczym zdrowie!

***

Erika służyła w batalionie Pogrzebacz od niedawna. Dołączyła do niego po tym, jak jej macierzysty batalion Żyrandol został rozbity, a generał Wanda „Strzała” Bradley wzięta do niewoli przez żołnierzy Złotego Legionu. Erika nie wiedziała, co się z nią dalej stało, ale powstańcy z batalionu Prześcieradło mówili, że pewnie została zmuszona do walki na arenie, aby dostarczyć rozrywki cesarzowi Hermanowi IV. W rzeczywistości był on pierwszym cesarzem o takim imieniu i w ogóle pierwszym, który dowodził Złotymi Legionami, bo przecież to on je założył, jednak stwierdził, że numer przy imieniu będzie patetyczniej wyglądał. Erika jednak nie za pychę, ani nie za uprowadzenie Wandy nienawidziła go tak bardzo. W podziemną walkę zaangażowała się, bo wierzyła w republikę. Uważała, że Janison powinno być wolnym, demokratycznym miastem - takim, jakim było przed wojną. Walczyła więc o tę wolność i demokrację już drugi rok. Nie spodziewała się jednak, że któregoś dnia spotka...
- Wieszcz, jak Republikę kocham!
- Żartujesz sobie z nas. To Nicole jest wieszczką!
- Nicole to głucha i niema szesnastolatka! Nie miewa wizji i właściwie to nawet nie wiemy, czy rozumie, o co walczymy. Ale on był prawdziwym wieszczem! Nie wyglądał jak zwykły człowiek - był piękny! Miał na sobie strój w barwach wolnej Ameryki i przemawiał o swojej miłości do Nowego Jorku! Jego słowa były pełne energii i rozgrzewały moją duszę, jak żadne inne! To jest wieszcz, którego szukamy! To on poprowadzi lud na barykady!

***

- Ave Herman!
- Ave ave, Cyprjuszu. Jakie wieści?
- Nasi szpiedzy donoszą o nowym umocnionym punkcie oporu rebeliantów. Ponoć mają nowego dowódcę! Straszny patriota, do tego poeta. Swoimi opowieściami zagrzewa wszystkich do walki! Cała propaganda na nic!
- Spokojnie, Herr Lojtnant. Damy sobie z tym radę. Czy to trudny do zdobycia punkt?
- Gmach dawnej poczty i kilka okolicznych budynków. Pobudowali barykady na kilku ulicach. Do tego te ich zasrane kanały, którymi w każdej chwili mogą uciec...
- W takim razie zorganizujcie cichą operacją nocną i porwijcie tego ich wodza. Upokorzymy go i zmusimy do pokory. Będzie walczył na arenie aby przysporzyć mi rozrywki. Pozostałe bojówki poinformujemy o tym wywieszając jego ciało przed Coloseum. Morale upadnie i może sami złożą broń? Kto wie? To będzie już dziesiąty dowódca w tym miesiącu. A jeśli nie... jeśli nie złożą, to będzie to czas na operację „Neron”. - twarz Hermana przyjęła posępny wyraz, Cyprjusz spoważniał. „Neron” to nie żarty, doskonale o tym wiedział.
- Jawol, cesar! Ave!
- Ave.
- Herr Herman? Jeszcze jedno. Ten ich nowy dowódca jest mężczyzną. I nie wygląda mi na jednego z tych, których pozostawiliśmy przy życiu... Przez lornetkę było widać, że ma brudne paznokcie.

***

- W waszych szeregach są tylko kobiety? - zapytał świeżo upieczony wieszcz.
- Mamy kilku mężczyzn. Uniknęli śmierci z ręki Hermana. Herman jest tyranem! Wymordował ich wszystkich, aby się nie buntowali! To był zamach stanu! Teraz dowodzi sowimi Złotymi Legionami i próbuje budować tu komunistyczne imperium... - Rita była niezwykle urocza. Miała proste włosy do pasa, głębokie czarne oczy i idealną figurę. Nie trzeba dodawać, że włosy blond - tutaj wszystkie kobiety mają włosy w tym kolorze. Jednak nie ze względu na długość włosów wybrano ją na dowódcę batalionu Kaloryfer. Pozycję tę zasługiwała swojej charyzmie i woli walki. Nie ma w tym nic dziwnego - w końcu pochodziła z Hegemonii.
- To bardzo odważne z waszej strony, że postanowiłyście stawić mu opór.
- To normalne. Każdy na naszym miejscu zrobiłby to samo.
- Wcale nie. A ty jesteś najdzielniejsza z całego batalionu. I... bardzo urokliwa. - Wieszcz spojrzał jej głęboko w oczy, a ona poczerwieniała. - Mam do ciebie dalej mówić poruczniku, czy może zdradzisz swoje imię?
- Rita. A ty?
- E... ten... - wędrowiec bez imienia zaciął się na chwilę - w moich stronach zwą mnie Wernyhora. - zbliżył swoją twarz do jej twarzy.
- Wernyhora. - powtórzyła wpatrując się w jego oczy.
- Tak. Wernyhora - twarz coraz bliżej twarzy.
- Pewnie w twoich stronach kobiety za tobą szaleją...
- Pewnie w twoich stronach najtwardsi mężczyźni płakali, gdy wyjeżdżałaś... - już niemal się stykają.
- A płakaliby jeszcze bardziej, gdybym...
- Gdybyśmy...
- Ja i ty...
- Tak. Razem. - już prawie...
- Poruczniku! Erika Lincoln z Batalionu Korektor! - wykrzyknęła dziewczyna, która właśnie weszła do pokoju.
- Następnym razem - szepnęła Rita - Ach, Erika! Myślałam, że służysz w Pogrzebaczu.
- Niestety, Pogrzebacz został rozbity wczoraj wieczorem. Nasz dowódca został schwytany przez Legion Czternasty i prawdopodobnie zginie na arenie przysparzając rozrywki cezarowi. Z ocalałymi postanowiłyśmy założyć nowy batalion.
- Rozumiem. W jakiej sprawie przychodzisz?
- Powstańcy domagają się, aby wieszcz przemówił. Wszyscy oficerowie uważają, że płomienna mowa podniesie morale i wartość bojową batalionów.
- Proś wieszcza, nie mnie.
- Nie ma o co prosić. Przemówię. - Erika z zazdrością spojrzała na połączone dłonie dowódcy batalionu Kaloryfer i wieszcza. W kąciku jej oka pojawiła się łza.
- Lud czeka przed budynkiem. - ujęła szybko i czym prędzej opuściła pokój, starając się rozpłakać dopiero na zewnątrz.

***

- Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu... - zaczął wieszcz, między słuchaczami zaś ozwały się głosy niepokoju.
- Panie Wieszczu! Ale... Nie ma suchych oceanów...
- Cicho bądź idiotko, to taka przenośnia, że on był bardzo słony. Słona woda wysusza skórę...
- Kolejna się odezwała! Nie znacie tego głupiego kawału dla dzieci, że suchy ocean jest tylko na mapie? To inna przenośnia - on wpłynął na tych, którzy rysowali granicę miedzy lądami, a oceanami na mapie! To on dzielił ziemię i wybierał przywódców!
- Wcale nie! Chodziło o faceta o imieniu Suchy!
- Zamknij się, kretynko, i daj mu mówić!
- Jeszcze nie zrozumiałyśmy pierwszego zdania, a ty już chcesz następne?

***

Po bardzo długim czasie.
- Dobra, więc ustalamy, że on jest kartografem, który miał kiedyś bardzo zniszczoną skórę i pochodzi z Bośni. Tak?
- No wariatka... Przecież mówiłam wyraźnie, że jemu chodziło o Bagdad! A „przestwór oceanu” to nie przenośnia, tylko stylizacja gwarowa! Chodziło o potwora. On mówi o piekielnym demonie, który zionie ogniem i tym samym wysusza skórę!
- Przecież to bez sensu... Nawet najgłupsza z nas wie, że ten potwór musiałby wtedy być smokiem, a smoki nie istnieją. To był słoń afrykański, który polewał wodą. W gruncie rzeczy każda woda wysusza skórę.
- Wcale nie, moja woda nawilżająca pielęgnuje i nawilża!
- No dobra, ale masz jej tylko butelkę, więc i tak jej nie używasz i masz suchą skórę jak piasek!
- Wcale nie! A... a ty masz rozdwojone końcówki!
- Obie jesteście głupie i brzydkie, nie chodziło o żadnego potwora!

***

Długo później...
- No to zbierzmy do kupy, co mamy. Był Bośniakiem z Bagdadu, ale studiował w Las Vegas kartografię. Jego pies miał suchą skórę i rozdwojone końcówki...

***

Jeszcze później...
- Panie Wieszczu, ustaliłyśmy, że to może nie był koniec zdania, czyli nie powinno się go interpretować nie znając całości. Prosimy o ciąg dalszy.
- Więc... Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu. Wóz nurza się w...
- ALARM! ALARM! LEGIA NADCHODZI!
Stryker legionu szóstego wbił się w gmach poczty niczym nóż w masło. Z przeciwnego kierunku odezwały się serie kaemu.
- Do kanału! Wszyscy! - kobiety w jednej chwili przestały wrzeszczeć i rzuciły się ku włazom. Kilku legionistów zaczęło ostrzeliwać wejście do kanału. Ze Strykera wysiadło kilku legionistów i dosłownie wbiło się w budynek poczty. Chwilę nie było ich widać, potem dało się słyszeć dwie krótkie serie, krzyki, jeszcze jedna serię i ponownie wyszli na zewnątrz.
- Czysto!
- Namiot!
Oddział wpadł do namiotu, w którym przebywał aktualnie zszokowany przybysz, Rita i Nicole.
- Hendehoh, parszywi rebelianci! - krzyknął legionista i wymierzył w wieszcza, ten zaś krzyknął - Nie będzie cesarz pluł nam w twarz! - i skoczył na legionistę wyrywając mu z rąk karabin. Rita dźgnęła żołnierza wyjętym zza podwiązki bagnetem.
- Niech żyje republika! - krzyknął człowiek w stroju listonosza i zaczął strzelać do legionistów - niech żyje demokracja! Niech... - jeszcze nikt nie wytrzymał ciosu w głowę kafarem sierżanta Brutusa. Listonosz z tatuażami na twarzy bezsilnie osunął się na ziemię brocząc z nosa ciemną krwią. Rita rzuciła się ku niemu z płaczem.

***

- Na mocy danej mi przez cesarza Hermana IV, ja, Poncjusz, procurator imperium, mam nie tyle prawo, co wręcz obowiązek uśmiercić każdego mężczyznę na tej ziemi, który nie złoży pokłonu cesarzowi...
-Nie rób tego, Wernyhoro! - Rita wciąż rzucała się, mimo, iż trzymało ją dwóch rosłych pretorianów.
- ... lub oznajmi publicznie, iż jest homoseksualistą oraz poprze swe słowa stosownym przykładem. Oczywiście musisz pamiętać o tym, że nie lubimy tu gejów. Tym niemniej są oni niegroźni, więc pozwalamy im żyć. W kopalniach dają nawet radę po kilka lat. - dokończył procurator. Mężczyzna w stroju pracownika poczty spojrzał na przemoczoną, ubrudzoną w błocie bluzkę Rity, potem na jej oczy, które pełne wiary spoglądały na niego już od dłuższej chwili. Zdecydował się jednak dalej patrzeć na koszulkę. Pomyślał o wczorajszej nocy spędzonej w celi.
- Złóż hołd jedynemu prawowitemu władcy, albo jutro w południe staniesz na arenie przed Maximusem!
- Nie pokłonię się cezarowi. Skoro dopiero jutro, to mam przed sobą jeszcze atrakcyjny kawał życia. - na chwilę spojrzał jej w oczy. Na chwilę. - Nie powiem też, że jestem gejem. A w życiu!
- W porządku. Na mocy danej mi przez senat imperium skazuję cię na śmierć na arenie w rękach Maximusa. Wykonanie wyroku - jutro w południe. Miejsce - Coloseum. Na uroczystości stawi się cesarz Herman IV. Widowisko komentuje Lechu. Transmisja z egzekucji zostanie upubliczniona w radiu na kilku częstotliwościach w celach propagandowych. Do czasu egzekucji będziesz przebywał w odosobnieniu, abyś mógł rozliczyć się ze swoim sumieniem.
- Ej, tego ostatniego nie było w planie! Chwilę!
- Wyrok zapadł.
- Ja chcę zmienić zdanie!
- Zamykam rozprawę.
- Nie wiedziałem wszystkiego! Poza tym... Poza tym moje sumienie już jest spokojne!
- Koniec rozprawy!
- Ale ja chcę zmienić zdanie!
- JUTRO ZGINIESZ! Wyprowadzić więźnia!

***

- Dlaczego tu jest tak ciemno? Co to ma znaczyć? Co to za przedmiot?
- Wazelina.

***

- Kategorycznie uważam, że on miał na myśli samochód, a nie wóz konny, jakich kiedyś używano.
- Ja bym nie była taka pewna. Skoro wspominał o smokach, które przecież kiedyś istniały, to może i w tej kwestii wraca do przeszłości?
- Nie ważne, czy taki, czy inny wóz - chodzi po prostu o środek lokomocji. Uważam, że powinnyśmy się skupić na istotniejszej kwestii. Czy on nie był przypadkiem Chorwatem? Znałam kiedyś pewnego Chorwata i on miał bardzo wyniszczoną skórę...
- A ta znowu swoje! Debilko daj sobie spokój z tą skórą! Pomyśl lepiej o kartografii!

***

- Tu Neville. Namierzyliśmy złodzieja prochów. Jest w Janison, na południu. Aktualnie zaciągnął się na arenę. Jutro ma stoczyć walkę. Najbezpieczniej chyba będzie go zgarnąć w trakcie jej trwania.
- Przyjąłem, Nev. Macie zielone światło. Pamiętajcie, że on musi zostać schwytany - za wszelką cenę! Jakby co, kryjemy was...
- Jeszcze jedno, sir. Będzie walczył dla tego faceta, do którego należały dragi. To na pewno współpracownicy. Możemy zgarnąć ich dwóch!
- Będzie na walce?!
- Tak, wiemy nawet, w której loży.
- Doskonale! W takim razie skorzystajcie z naszego kontaktu w jego szeregach i zorganizujcie obławę. Nasz człowiek jest u niego sierżantem, łatwo go namierzycie...

***

- A może to jeszcze nie był koniec zdania? Może nie rozumiemy do końca jego sensu, bo jest coś jeszcze istotnego, czego nie usłyszałyśmy?
- Chodźmy go zapytać!
- Tak jest! Odbijmy go!

***

- Maximus! - podjął spiker - Generał Złotych Legionów! - jego głos był twardy i pełen emocji. Mówił nad wyraz interesująco, mimo iż dokonania tego tytana wymieniał w życiu już setki razy - za każdym razem, gdy Maximus wychodził na arenę. - Mamy piękne letnie słońce, lud na trybunach skanduje imię swojego wojownika! - spiker ciągnął dalej audycję. Po chwili na arenie pojawił się skazaniec. Maximus stanął obok niego, uniósł obie ręce i krzyknął w stronę loży cesarza:
- Morituri dich salutant! Heil cesar! - i zaczął zdejmować dolne części garderoby. Pozostawia na sobie pancer, hełm i naramienniki.
- Maximus po mistrzowsku rozpoczyna starcie! - komentuje spiker - Ale... zaraz! Cóż to się dzieje! Jego przeciwnik zamiast stanąć do walki, ucieka! Jednak mistrz areny rusza w pościg! Jest już na odległość ręki! Już prawie go ma! Och... Wernyhora zdejmuje zbroję i rzuca ją za siebie! Zaraz... zdejmuje również naramienniki. I hełm? Jest prawie nagi! Ach te jego tatuaże... Ale to Maximus ma wygrać, więc jemu kibicujemy. Jest coraz bliżej ofiary! Wernyhora sięga po ostateczność, w biegu zdejmuje buty! Maximus unika ciosu jednym, pawężą paruje drugi! Cóż za pościg! To już czterdzieste koło wokół areny!

***

- Plan jest prosty: snajper zdejmuje osobistą ochronę Hermana. Wtedy nasz człowiek w jego szeregach przykłada mu pistolet do głowy. Od tej chwili nie musimy się już martwić o najemników - palcem nie kiwną ze strachu o swojego szefa. Jak to już jest załatwione, dwie drużyny wchodzą od tyłu i zbierają broń od strażników. Trzecia drużyna wpieprza się na arenę i zgarnia złodzieja. Tego drugiego możecie też zgarnąć, albo zastrzelić, jak będzie robił problemy. Mamy krycie z góry...

***

- Brutusie! I ty przeciwko swemu cezarowi?!
- Nie ruszaj się, Herman, albo stracisz kawałek głowy. I nic nie kombinuj z ludźmi - daj naszym działać. Jutro staniesz przed nowojorską prokuraturą za handel narkotykami i korupcję.
- Ale... Dlaczego?!
- A co! Jestem gejem! I jestem z tego dumny! Żaden komuch nie będzie mnie poniżał!

***

- Rita?
- Szybko, masz tu klucz, a tu pistolet. Dziewczyny zgubiły magazynek, ale może choć to ci się przyda...
- Ratujesz mnie?
- To, co o tobie mówią nie może być prawdą! Bierz klucz oraz broń i uciekaj! Musisz się spieszyć. Dziewczyny właśnie odwracają uwagę Nowojorczyków, wspólnie świętują obalenie reżimu Hermana i objęcie przez Nowy Jork patronatu nad Janison, ale w każdej chwili jakiś strażnik może tu przyjść!
- Rito... Dziękuję. Za wszystko.
- Nic nie mów. Uciekaj. Ja muszę jeszcze iść do Maximusa. Mówił, że o coś się założył z Brutusem i że jestem do tego potrzebna, sama nie wiem, o co chodzi, ale pójdę zobaczyć.
- Do zobaczenia więc. Spotkamy się jeszcze?
- Na pewno. Uciekaj już! Słyszę strażnika!

***

Legionistów Hermana broni durna konstytucja uchwalona przez nowojorski rząd. Są w końcu najemnikami i wykonywali rozkazy. Niektórzy podjęli nawet współpracę z Nowym Jorkiem. Maximus przegrał zakład i okazał się tym samym zupełnie podobny do Brutusa. Cena, jaką musiał zapłacić za porażkę była ponoć ogromna, dziś jednak nikt już nie pamięta, ile dokładnie wynosiła. Poza kilkoma wyjątkami, wszyscy hucznie świętowali do białego rana wyzwolenie Janison z reżimu cesarza Hermana. Sam cesarz został odesłany do nowej stolicy, aby stanąć przed sądem. Krótko mówiąc - każdy miał co robić. Wszyscy byli zajęci. Jedni nową znajomością, inni starymi sprawami, nikt jednak nie zwrócił uwagi na dwie postacie wymykające się z miasta pod osłoną nocy gdzieś na południe...

***

- Młoda, praktycznie nieużywana. Czysta i w ogóle.
- Co taka cicha?
- Niema jest. I głucha.
- A ma jeszcze jakieś zalety?
- Owszem. Lubi facetów z wytatuowanymi flagami.
- Dam ci więc tego pickupa. Ma prawie pół baku i jakieś graty w środku.
- Zgoda.

***

Słońce zachodziło już nad Appalachami. Wkoło nie było dosłownie nikogo. Nawet wiatr przestał się odzywać. W oddali zaś dało się dostrzec pędzącego pickupa. Kierowca ubrany był w strój listonosza, a na twarzy miał dziwne, czarne znaki. Jedną rękę trzymał na kierownicy, drugą majstrował przy potencjometrach radia. W pewnym momencie złapał chyba to, czego szukał. Zrobił głośniej i zapalił papierosa. To znowu ten szalony medyk miał swoją audycję o bigosie, Chrystusie i małych, śmiesznych samochodach z Włoch.
- Wiecie, co wam jeszcze powiem? Ta stacja śmierdzi gównem!


Zobacz też:
» Część I: Pielgrzym
» Część II: Prorok



Paprotek.
komentarz[7] |

Komentarze do "Wieszcz [III]"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.022360 sek. pg: