..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Mountain View



To, co dla jednych jest najgorszym przekleństwem, dla innych okazuje się być darem od bogów. Jest tak prawie zawsze, w końcu na tym opiera się nasz parszywy, popadający w ruinę świat. Harmonia, jedność, równowaga i takie tam bzdety. Fakt, z czasem pojęcia równowagi i harmonii nieco się zmieniły. Kiedyś na jednego nieudacznika przypadał jeden farciarz. Teraz niby proporcja jest ta sama, nadal mamy 50% nieudaczników i 50% farciarzy, z tą różnicą, że nieudacznikami jesteśmy my, a farciarzami maszyny. Cóż, nikt nie mówił, że wagi na szalce są stałe. Tak czy inaczej, nadal mamy w świecie harmonię i gdy ktoś dostaje w dupę, kto inny pęka z radości. Odskocznią od proporcji ludzie-maszyny jest Teksas. Tu na jednego frajera przypada jeden szczęściarz i w obu grupach znajdują się ludzie z krwi i kości. Jedyne, co różni tych ludzi od siebie, to kolor skóry. A nigdzie w Teksasie kolor skóry nie ma tak wielu odcieni jak w Mountain View.

Tego dnia los uśmiechnął się do Scotta Jonssona, choć ten wówczas myślał, że jest zupełnie inaczej. Dzień, jak co dzień, 6:45 - buty z kierownicy, 7:00 - kapelusz na głowę, 7:01 - noga na gaz, 9:23 - kaszlak na środku autostrady i paniczne poszukiwanie stacji. Tak, już wtedy los się do niego uśmiechał. Tylko godzina pchania samochodu - i tak bardzo niewiele. I wtedy wydawało się, że przez myśl Jonssonowi przeszło coś w stylu „masz dziś farta, chłopie”. W chwili, kiedy otworzył zbrojone drzwi do przydrożnego baru, myśl uciekła niczym komar w momencie, gdy już masz ochotę rozgnieść plugawca na skórze. Pierwszym, co zobaczył przed sobą, była olbrzymia ściana pleców jakiegoś czarnucha. Zaraz za nią kilka kolejnych ścian, a tuż za zgrają uzbrojonych murzynów dostrzegł barmana z wyciągniętą dwururką, schowaną w kłębie opadającego dymu. To by nie było nawet takie złe, gdyby nie fakt, iż dym nie unosił się z wnętrza lufy. Dym sączył się wraz z krwią z wypalonych dziur w brzuchu właściciela lokalu. Nim Scott zdołał wykonać zgrabny obrót na pięcie, pomieszczenie wypełniło donośne chrząknięcie, a zaraz za nim świst obracających się postaci. Jonsson przeklął w duchu swoją decyzję. Teraz był w połowie obrotu i jedną rękę trzymał na krawędzi drzwi, przez co mógł widzieć czarne twarze napastników jedynie kątem oka. Gdyby nie zdecydował się na obrót, mógłby spojrzeć im w oczy przed śmiercią. A ta miała nadejść już za chwilę, wraz z pierwszym zgrzytem cyngla. Jednak Scott tylko połowicznie miał rację. Nie zginął, choć nim stracił przytomność, usłyszał wiele zgrzytów.

Do świadomości przywrócił go piekący ból w roztrzaskanej nodze oraz żrące pieczenie w okolicach prawej łopatki. Bolało, ale żył, co znaczyło, że jednak miał dziś więcej szczęścia niż zazwyczaj przeciętny podróżny. Kiedy jego zmysły wyostrzyły się na tyle, by złapać kontakt z rzeczywistością, zorientował się, że nie jest sam. A przynajmniej nie sam kwiczy, wijąc się we własnej krwi. Koło niego w zasięgu dwóch metrów leżało czterech czarnuchów. Dwóch z nich już nie żyło, pozostałych dwóch było związanych jak bydło za ręce i nogi, wygięte w nienaturalną kołyskę.
- Ej Billy, chłopaczyna się ocknął! - pomieszczenie wypełnił suchy, nieco zniekształcony przez obecność tabaki w ustach, głos.

Tak rozpoczęła się znajomość Scotta Jonssona z Hegemonami, łowcami czarnych, a wraz z nią, długa podróż do Mountain View.


Informacje ogólne

Mountain View to jedno z niewielkich miast na terenach Teksasu. Przed wojną nieźle prosperowało, z początku opierając swój byt na ropie, potem na uranie. Tak, fakt wykrycia sporych złóż uranu zmienił mocno krajobraz leniwej mieściny w spore, tętniące życiem miasto niczym z wybrzeża. Drewniane chałupy zastąpiły kamienice i bloki, kamienice i bloki - szyby wiertnicze, a szyby wiertnicze - kopalnie uranu. Tak czy inaczej, miasto rosło w siłę. Oczywiście do czasu. Gdy wybuchła wojna, Mountain View oberwało solidnie, głównie chemią. Moloch nie chciał stracić cennych pokładów do wykorzystania w przyszłości. Ale jak wiadomo człowiek, jak karaluch, poradzi sobie w każdych warunkach. No może nie każdy człowiek jest jak karaluch, ale po wojnie uznano, że najbardziej podobni do karaluchów będą czarni. Nic więc dziwnego, że trzydzieści lat po wojnie 90% populacji miasta stanowili murzyńscy niewolnicy. Owe 10% białych to administracja miasta, oraz nadzorcy kompanii WUC (Wydobywaj Uran Czarnuchu!), zwani także wodzami (od nazwy organizacji), lub bardziej przyziemnie władzami. Nie było więc też nic dziwnego w tym, że właściciel Wodza, niejaki Gringo Springfield był w okolicy największą szychą, choć oficjalnie władzę nad miastem sprawował Ratusz, z merem Harrisem Rothem na czele. Jedyne, co może dziwić to fakt, że przez prawie trzydzieści lat niewoli, czarni obywatele posłusznie służyli białym oprawcom. Tak, to może dziwić, ale jest coś, co nie może. Coś, co dziwi na pewno, i to nie tylko mieszkańców Teksasu, ale i całe Stany Zjednoczone. Pewnego słonecznego dnia, Czarni postanowili się przeciwstawić!

Powstanie w Mountain View

Cały Teksas obiegła wieść na temat powstania w Mountain View. Tysiące obywateli stanu nie mogło wyjść z osłupienia. Bunt czarnych. Pierwszy ruch zdecydowanego oporu. Wielkie miasto zawziętych murzynów, gotowych umrzeć za swoje prawa. To robiło wrażenie. Ale tylko przez pierwsze dni. Zaraz potem Teksańczycy uświadomiwszy sobie konsekwencje tej sytuacji i możliwość wielkiego precedensu, postanowili działać. Ważne było, by nie dać nadziei niewolnikom z innych miast. Dlatego też dziesiątki, a z czasem setki zdrowych obywateli Teksasu chwyciło za swoje strzelby, przerzuciło kilof przez ramię i razem ruszyło do Mountain View, stawić czoło rebelii. Tak zaczął się Wielki Festyn. Na każdej autostradzie, drodze szybkiego ruchu, obwodnicy, drodze, uliczce, czy w każdym ślepym zaułku pojawiły się samochody wyładowane ochotnikami, chcącymi stłumić powstanie. Z czasem ochotników wyparli awanturnicy, a chęć walki z precedensem - prymitywna chęć postrzelania do czarnego. Powstańcy zajęli w pierwszych dniach całe miasto, rozlokowując ludzi w najlepszych punktach, przez co białym ciężko jest odbijać tereny. Linia walk przesuwa się to w jedną, to w drugą stronę, nie dając zdecydowanej przewagi nikomu. Teraz, kiedy miasto wypełnia niezdyscyplinowany tłum ludzi widzących w strzelaninie tylko rozrywkę, już zupełnie stracono rachubę, który teren należy do kogo. Rebelianci, pod wodzą Johna Browna Jr., chcą jedynie przetrwać. Teksańczycy zaś chcą jedynie postrzelać. Deszcz kul spada z jednej i z drugiej strony, a szala nie przechyla się na żadną stronę. I tak mija już kolejny miesiąc regularnych walk, końca zaś nie widać.

Promieniowanie

Ważnym czynnikiem mającym wpływ na przebieg powstania jest promieniowanie. Zdecydowana większość rebeliantów to pracownicy kopalni Uranu, spędzający całe dnie na skażonym terenie. W połączeniu z wcześniej obecnymi na tych terenach gazami i toksynami, zesłanymi przez Molocha za czasów wojny, całość tworzy nietypową mieszankę. Promieniowanie uczyniło pracowników wyjątkowo odpornymi. Murzyński mieszkaniec Mountain View jest o wiele silniejszy od zwykłego obywatela Stanów, do tego dochodzi niezwykła wytrzymałość oraz wyczulone zmysły. Wszystko to składa się na siłę i przebieg powstania. Spośród wszystkich uciskanych niewolników, los wybrał do walki tych najodpowiedniejszych.

Ważne osobistości

Gringo Springfield - Właściciel kompanii wydobywczej i zarazem najbardziej wpływowa postać w mieście. Ten czterdziestodwuletni mężczyzna to typowy biznesmen. Sam nie interesuje się szczegółami pracy niewolników, dba o intratne kontrakty, umowy z innymi miastami, o stosunki handlowe itp. Mieszka w Dallas i samo miasteczko Mountain View odwiedza rzadko. Z tego powodu pozorną władzę nad wszystkim przekazał merowi, który jest też jego prawą ręką w mieście. Na początku zamieszek, Springfield liczył na solidarność Teksańczyków, jednak widząc ich nieudolność, szybko zwątpił. Obecnie stara się zorganizować regularną armię wojskowych, z frontu, bądź Nowego Jorku, która rozwiązałaby kryzys. Co jakiś czas przybywa do swojej rezydencji na obrzeżach miasta kontrolując, co się dzieje.

Harris Roth - Mer Mountain View. Zajmuje się administracją i nadzorem miasta. Przebywa całymi dniami w Ratuszu, z którego w czasie powstania zrobiono szpital polowy. Obecnie nie ma żadnej władzy, ponieważ miasto pogrążone jest w całkowitym chaosie, mimo to stara się jednak zachować pozory.

John Brown Jr. - Przywódca powstania, długoletni pracownik kopalni Uranu. Mężczyzna bezlitosny, o imponujących warunkach fizycznych, całkowicie oddany idei powstania. Obecnie dowodzi blisko 600 rebeliantami podzielonymi na kilkadziesiąt grup. Kwatera główna Browna znajduje się w samym środku miasta, w wysokim biurowcu Travis&Norton Corp. John to yzmatyczny przywódca i siła napędowa rebelii, większość powstańców to jego współpracownicy, znajomi z widzenia, przyjaciele. Łączy ich głęboka więź, przez co trudno o bardziej lojalnych podwładnych.

Hegemonii - Grupa żołnierzy z Hegemonii napływających do Mountain View na prośbę Gringo. Typowi bezlitośni najemnicy. Dysponują najlepszym sprzętem, uzbrojeniem oraz pancernymi Jeepami, za pomocą których wbijają się w głąb ulic miasta, z hukiem wymiatając rebeliantów. Niestety jest ich niewielu. Obecnie w mieście przebywają cztery grupy Hegemonów, dysponujące łącznie pięcioma pancernymi Jeepami i dwudziestoma pięcioma ludźmi. Starają się jak mogą, ale ze względu na znikomą liczebność, niewiele mogą zdziałać. Pracują na etacie właściciela kopalni. Przewiduje się, że w czasie najbliższego miesiąca liczba Hegemonów sięgnie osiemdziesięciu.

Roxana - Właścicielka najpopularniejszej knajpy w mieście. Knajpa Roxany znajduje się tuż naprzeciwko ratusza i jest imponująca. Zajmuje dwa piętra całego budynku i stanowi główną bazę odpoczynku strudzonych wojaków. Każdy Teksańczyk, który przyjedzie do Mountain View popolować na czarnych, musi zajrzeć do Roxany. Toczy się tu życie towarzyskie miasta i nawet nieustające wybuchy i wystrzały w tle muzyki Country nie zniechęcają do rozrywki. Sama właścicielka - młoda powabna brunetka - przebywa zazwyczaj na sali, zabawiając klientów i zbijając istną fortunę na obecnych zamieszkach.

Eliot Twinke - Barman Roxany. Chłopak, na oko dwudziestoletni, obdarzony wielkim zmysłem empatii. Potrafi uspokoić, pocieszyć i rozjuszyć każdego Teksańczyka, a ponad wszystko rozbawić ciętym, acz delikatnym dowcipem. Wszyscy darzą go wielką sympatią i spekulują, że kręci na boku z Roxaną, mimo że ten nieustannie niczego nie potwierdza, choć i nie zaprzecza.

Siostra Joy - Pielęgniarka i lekarz zarazem w miejscowym szpitalu polowym. Siostra Joy ma około dwadzieścia sześć lat i choć specjalistką od spraw medycyny nie jest, jej urok osobisty, czar i pasja, z jaką wbija igłę w tyłek rannego, sprawia, że przy niej każdy czuje się lepiej. Pracuje wraz z kilkoma ochotnikami w szpitalu postawionym z namiotów na placyku za ratuszem. Ciężko ranni wnoszeni są do budynku „szpitala”, czytaj przerobionych biur mera, jednak większość pozostaje pod gołym niebem, bądź też pod płachtami namiotów.

Miasto



Ulice

Miasteczko nie jest zbyt duże, ale za to ciasno zabudowane, co tym bardziej utrudnia jakiekolwiek manewry taktyczne. Każda próba przejścia przez wąską uliczkę wiąże się z unikaniem kul, spadających z niemal każdego okna kolejnych kamienic. Coraz bardziej zaczyna to wszystko przypominać wojnę pozycyjną, gdzie każdy wybrał najlepsze miejsce na budynku i po prostu siedzi, ostrzeliwując wszystko, co tylko się poruszy. Jeszcze gorzej jest w tych częściach miasta, gdzie rozciągają się spore przestrzenie placów czy większych ulic. Tam to istna Normandia, biegniesz chowając się za byle puszką, modląc się, by zbłąkane kule od ciężkich karabinów nie drasnęły twojej główki. Całe miasto poorane jest gęstymi strumieniami ołowianych rzek.

Fortyfikacje

Spytacie, czemu Teksańczycy nie okrążyli czarnuchów i nie wybili atakując ze wszystkich stron naraz? Może dlatego, że nie są kretynami, ale w to można wątpić. Faktycznie wnętrze miasteczka okala ciężki zbrojny mur z drutami kolczastymi i wieżyczkami obronnymi, wybudowany jeszcze przez pracowników WUC dla obrony przed gangerami, mającymi chrapkę na rudy uranu. Rebelianci doskonale wykorzystują teraz te fortyfikacje do obrony własnej. Mutant, ganger, biały człowiek, dla nich to wszystko jedno i to samo. Oczywiście w jednym miejscu udało się przerwać mury i obecnie właśnie z tej strony trwają ataki i „wypady na safari”, jak zwą polowania rednecki. Ogólnie rzecz biorąc, sprawa wygląda tak, że wnętrze miasta mają czarni, wszystko wokół biali. Skąd więc brudasy biorą żywność i amunicję? Problem w tym, że składy z żywnością i bronią, dość spore, zważywszy na wartość kopalni uranu, znajdowały się właśnie w centrum i obecnie są wykorzystywane przez czarnuchów. Do tego ta rasa błotna przeniosła całe zaopatrzenie do pomniejszych kamieniczek, rozrzucając zapasy tak, by nie dało się ich odbić, lub zniszczyć jednym celnym uderzeniem. Oczywiście z czasem się im ta fiesta skończy, ale ile to potrwa? Miesiąc, dwa, trzy, pół roku? Nie wiadomo. Ponadto powstańcy sami hodują nieco bydła i kurczaków wewnątrz swoich terenów. Do tego dochodzi plotka, jakoby byli wspierani przez murzynów z reszty Stanów. W jaki sposób? Pojęcia nie mam, w końcu to tylko plotka.

Szpital

Powracając do spraw stricte militarnych. W Mountain View znajduje się szpital polowy, postawiony specjalnie na okres powstania. Z początku była to prowizorka dla pierwszych rannych, jednak obecnie służy jako w pełni gotowy, oficjalny ośrodek leczniczy, choć nikt nie dostawił nawet jednego nowego śledzia do namiotu. No dobra, przesadzam, z czasem przerobiono dwa budynki sąsiadujące z ratuszem i w nich odbywają się co poważniejsze zabiegi. W szpitalu, poza siostrą Joy, pracuje około dwunastu ludzi, choć większość z nich do zawodu przyuczana jest dopiero na miejscu, ale przecież najlepiej uczyć się na konkretnych przykładach, prawda? Gorzej jak tym obiektem naukowym jest twoja noga.

Roxana

W mieście ludzie spędzają 90% czasu w dwóch miejscach. W szpitalu i w Roxanie. Przez pozostałe 10% strzelają na oślep, licząc, że może kogoś utrafią, i nie będzie to ich przyjaciel. Co do przesiadywania, Roxana to idealne miejsce. Położone tuż przy wjeździe do miasteczka, tak, że każdy podróżny pierwsze co robi, to zatrzymuje się właśnie tutaj. Spore, przestronne i nieustannie się rozbudowujące. Obecnie Roxana to już trzy budynki. Dwa to przerobione domki mieszkalne, obecnie służące za pokoje do wynajęcia. Ostatni, największy, to jedna, olbrzymia sala biesiadna. Bliskość szpitala sprawia, że nawet ciężko ranni wojacy wpadają co wieczór posłuchać troszkę Country, albo poopowiadać o tym ilu czarnuchów nie ustrzelili, zanim śrut poorał im nery. Gwar nigdy tu nie ustaje i czasem jest tak głośno, że nie słychać trwających na zewnątrz non stop ostrzałów.

Kopalnia

Oczywiście zapomniałbym wspomnieć o kopalni. Tyle gadki o uranie, a tu wzmianki nie ma, co, gdzie i jak obecnie. Czarnuchy zawaliły kopalnię i przeniosły się z robót do miasta. Długo zastanawiano się czy nie zostawić ich samym sobie i po prostu odgruzować zawalone szyby, znajdujące się około kilometr za miastem, jednak do czasu ustabilizowania się sytuacji, nie ma to większego sensu. Nie dałoby rady wznowić wydobycia przy takim zamieszaniu. Tak więc kopalnia leży opuszczona i nieco zapomniana, kurząc się i czekając na rozwój wypadków.

Ratusz

Teoretycznie obroną i działaniami zbrojnymi, tłumiącymi powstanie, dowodzi mer i jego doradcy z ratusza. W praktyce każdy wali do każdego jak ma kulki, a jak nie ma, to czeka, aż ktoś mu przyniesie, mając nadzieję, że nie będzie ich rzucał z szybkością 600 m/s. De facto ratusz po prostu sobie stoi i mer od czasu do czasu pogoni kowbojów do roboty. Kiedy chcesz założyć jakiś biznes, otworzyć knajpę, czy stragan z bronią, to bez zgody mera nie zaczynaj. Nawet w samym środku powstania biurokracja rządzi ludźmi. Poza tym Harris dysponuje sporymi środkami płatniczymi od Gringo, więc mimo wszystko jakoś się go jeszcze szanuje. Zwłaszcza, że obecnie do ratusza napływa coraz więcej Hegemonów, a ci robią wrażenie na prostych redneckach z prerii.


Pomysły na przygodę:

Stłumienie powstania

Głównym motywem, nasuwającym się od razu, jest pomysł, by BG pomogli w stłumieniu powstania. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, choć wymaga sporej dawki szaleństwa. W mieście walka toczy się non stop od miesięcy, rebeliantów jest kilka setek, Teksańczyków niewiele mniej. Jak w takiej sytuacji grupka przeciętniaków byłaby w stanie rozwiązać problem? To zależy od finezji Graczy. Mogą wykorzystać kanały, by przedostać się do siedziby Johna Browna licząc, że śmierć przywódcy zniechęci resztę do walki. Oczywiście przeprawa byłaby śmiertelnie niebezpieczna, wszak czarnuch jak karaluch, i do kanałów wlezie. Mogą współpracować z Hegemonami i jakimś ostrym wjazdem przedrzeć się do siedziby przywódcy. Mogą próbować negocjacji, choć murzyni nie są zbyt chętnie do tego nastawieni i raczej strzelają, niż słuchają. Mogą pomagać w pertraktacjach z okolicznymi najemnikami i kowbojami, by razem, zwartym oddziałem bojowym, wysadzać składy z żywnością i amunicją. Pomysłów wiele, możliwości wiele, szanse na sukces małe. Ale frajdy, co nie miara.

Włam do kopalni

Gracze mogą nie chcieć mieszać się w rasistowskie spory. W takiej sytuacji Mountain View można wykorzystać jako tło do klimatycznej przygody wewnątrz opuszczonej kopalni. Szyby i tunele wydobywcze uranu, opuszczone w tak nagły sposób, to olbrzymi skarbiec gambli. Można tu znaleźć masę najróżniejszych przydatnych i rzadko spotykanych przedmiotów. Być może Gracze potrzebują zabezpieczonych rud uranu do rdzeni pocisków? Może chcą odnaleźć skafander antyradiacyjny potrzebny do penetrowania jakichś innych, ciekawszych lokacji? Może słyszeli, że podczas wydobycia natrafiono tu kiedyś na stary bunkier, którego nikt nie miał czasu przeszukać, z powodu szalejącego w pobliżu powstania? Niezbadane czeluście zasypanych korytarzy, kryjących pod gruzem olbrzymie skarby, czekają na Bohaterów Gry. Podobnie jak zmutowane bestie poddane ciężkiej próbie radiacji, wygłodniałe, pogrążone w niebezpiecznie lekkim letargu.

U’re my Nigga Brother

Istnieje szansa, że Gracze są wrażliwi na punkcie rasizmu i zechcą pomóc powstańcom. Oczywiście można i tak. W jaki sposób BG zechcą uratować Teksas przed nieprawością i nietolerancją? Może podstępem zabiją Gringo Springfielda i Harrisa Rotha, tym samym odcinając fundusze Hegemonom? Może zorganizują ruch obronny w miejscowościach obok, zbierając chętnych do walki o wolność? Może dogadają się jakoś z Johnem Brownem Jr. i razem obmyślą plan kontrataku? Wysadzenie Roxany i ratusza byłoby przecież idealnym momentem, w którym murzyni mogliby wreszcie zaatakować pełną siłą zdezorientowanych najemników. A może John Brown jest skory posunąć się tak daleko, by skazić cały teren? Brakuje mu kilku ostatnich rdzeni uranowych do stworzenia broni chemicznej, która zabije wszystkich mieszkańców Mountain View, poza czarnymi niewolnikami?

Kolekcjoner kości

Powstanie i nieustanne strzelaniny, to idealna okazja dla dr Valeriana Kavota, by powiększył swoją kolekcję. Być może Gracze zechcą mu w tym pomóc, traktując całe zamieszanie jak reszta Teksańczyków - ot safari, na którym zwierzyną jest czarny człowiek?


Zobacz też:
» Dr Valerian Kavot


Karczmarz.
komentarz[31] |

Komentarze do "Mountain View"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.052484 sek. pg: