>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
The Gig
Matki źle was uczyły. Egoizm został źle zinterpretowany. Na odwrót, bym powiedział. Nie ma nic wspólnego z robieniem sobie dobrze. Idea egoizmu leży w każdym z nas, zwłaszcza wśród filantropów. Nie ma tak zwanej bezinteresowności, moi mili państwo. Wszystko, co robisz dla innych, robisz dla siebie, to proste. Materializm to inna kwestia. Ludzie, którzy najwięcej dają, są największymi egoistami, chcą jak najwięcej uczuć dla siebie.
A to chyba coś pozytywnego, prawda?
Więc, właściwie skoro stoimy na paradoksie egoizmu, musimy wytłumaczyć tą drugą stronę.
Ktoś, kto nie jest egoistą, nie myśli o sobie. Myśli o innych. Chce dla nich bardzo źle...
Koniec świata, tak? Mawia się, że my już go przeżyliśmy. Jak krety. Ale sądzę, że właściwie prawdziwego końca świata rasa ludzka po prostu nie doczeka. Wsadzi sobie w dupę dynamit i popełni samobójstwo.
Tak to właśnie jest, stoimy w gabinecie luster, na platformie pełnej kretynów. Cudzogłupiejemy siebie nawzajem. Bawimy się naszymi społecznymi deformacjami, a potem wpierdalamy piasek budząc się nadzy na pustyni.
Do bunkra dostałem się ostatnimi koneksjami, co znaczy, że wielkiego grzyba poczułem na plecach jak ognisty bicz.
- Jebaj... - barman oficjalnym ruchem dolewa mi whisky. Szczyny, kurwa szczyny. Obiecuję więcej nie pić tego rozwolnienia. Kiedy już nie mogę... po prostu nie mogę przestać. Przyzwyczajenie, wiesz? To jedyne, co nam zostaje.
Przed wybuchem zastanawiałem się, po co istnieją pewne zwierzęta i dziwaczne obiekty natury. Na pierwszy rzut oka nie zdradzają jakichś specjalnych celów, a i trudno traktować je inaczej niż część łańcucha pokarmowego. Nie zastanawiasz się, bo jesteś jak taki homo erectus - nie myślisz, tylko ejakulujesz. Masz wszystko. Jak dziecko z nadmiarem zabawek, które nie wie co wybrać. Potem puf!, gleba i nic nie ma... Wtedy widzisz, po co istnieje wszystko dookoła Ciebie. Koegzystencja. Koegzystencja...
Mówią, że jestem tropicielem. Tropię rakiety. Nie na wszystkie zadziałał czerwony guziczek, prawda. Dlatego czekają, jak jeże zwinięte w kulkę, pod osłoną stali i betonu. Wyciągam je. Rozbrajam. Trochę jest z tym, za przeproszeniem, pierdolenia, ale niezłe gamble i to jest najważniejsze. Czasem czuję się jak plugawy łamistrajk, garaże z rakietami to krypty, a ja je profanuje, rozdziewiczam, wsadzam tampon, żeby już przestały pipczeć.
Dożyłem 55 lat. Dobrze się trzymam. Jakkolwiek kilkakrotnie posądzono mnie o mutacje. Trzykrotnie stałem też przed sądem polowym, a raz niemalże zawisłem na szubienicy. W teksasie. Zasrańcy.
Ale póki są rakiety, póki są gamble, będę i ja. Mam co robić.
tabula rasa, tak teraz to nazywają.
Kolejna szansa ludzkości, prawda.
A. I przypomniałem sobie jednego gościa. Wieszcz podobno, anarchista zafajdany, hobbit w pieluchach i pacyfce. Ćpun i przechuj straszny. Ale właśnie podobno illuminator i wizjoner. Po sokratesowsku zagadywał miejscowych. Pytał "dlaczego". Do końca. Do ostatecznej odpowiedzi. "Się tak stało..", "dlaczego", "bo ktoś nacisnął...", "dlaczego".. i tak w koło Macieju. Całkiem sympatycznie mu się wiodło. Ludzie naprawdę widzieli w tym sens.
Do czasu, kiedy jakiś motocyklista nie rozwalił mu przypadkowo łba piłą do cięcia metalu.
Czasem łapię się na powtarzaniu sobie w głowie "dlaczego".
Przy okazji przypowieści... Byłem niegdyś w małej mieścinie, położonej zresztą przy bazie wojskowej. Tam podobno nie otwarte magazyny, bali się to otwierać i tak dalej... w każdym razie, mieli cholernie dobrą whisky. Była niesamowita. A jak kopała! No i zaglądam do tych magazynów z grupą dwóch saperów dzielnicowych. Uśpione rakiety jak w bibliotece ustawione pod ścianami. A na środku ogromne beczki. O ki chuj chodzi, się zastanawialiśmy. Sprawdziliśmy je, zabezpieczyliśmy i zdecydowaliśmy się je otworzyć. Otwieram - jeb! - pięknie zakonserwowane ciała w alkoholu. Potem zresztą wyszło, że to jeńcy sprzed wielkiego grzyba jeszcze, pozabijani strzykawką z sokiem pomarańczowym. Niezły ubaw tam z tego musieli mieć… Okazało się też, że już od jakiegoś czasu te miejsca były przez mieszkańców eksploatowane i kilka krat tego niecnego trunku wyniesiono do miejscowego baru. Nikt nie wie, kto właził tutaj wcześniej, nikt się nie chciał przyznać, ale, nie powiem, zajebiście by tu mieli, jakby to wszystko wyjebało. Nie wyciągnęli żadnych konsekwencji, nic. A swoją drogą, krwawy to trunek był, krwawy!
Pisk. Wrzask. Urywany. Synkopowany i cresscendo.
Wychodzę na ulice. w tumanach kurzu grupa regionalnych stróżów prawa wyciąga z domu jakiegoś żylastego chłopaka i całkiem zgrabną dziewoję. Chłopaka przyciskają do ziemi, a dziewczynę targają za włosy. Ta wyrywa się, samooskalpowując niemalże. Rzuca się jak wilk, który wpadł w pułapkę i jest gotów jest odgryźć sobie łapę. Noradrenalina i zabawki. Dopiero teraz dostrzegam łuszczące wypustki na kręgosłupie chłopaka. Wypustki ropieją i wysuwają zrogowaciałe strzępy skóry. Naskórek, ufałdowany i bezkreśnie świecący chowa się w spodniach, odpadając partiami. To wszystko jest jak momentalny trąd, przeinaczony, śmierdzący i taki rybi. Dziewczyna z grzybem pod powieka, uszczuplonym wzrokiem i demonicznymi odparzeniami na klatce piersiowej, skrzela rozjuszone. Cicha seria w tył głowy. Strażnicy są bardzo łaskawi… to tylko śmierć. Krótka piłka z mutacjami, postałeś pooglądać grzyba – masz babo placek! A wtedy to już skrzydła, rogatka, pióropusze i na pustynie lecisz, stukać się z innymi mutkami. Albo zostajesz w mieście i żyjesz jak leming - gdy jest ich za dużo, skaczą z klifu, popełniają samobójstwo, wyobraź sobie. Minuta ciszy dla nich i wracamy do pompowania wody na czas.
Dopijam ostatnia szklaneczkę whisky.
Kurwa. Nasz świat ma chorobę mokrego ogonka. Albo inaczej - miał. I wysrał swoje jelito grube, a sam sobie łaskawie zdechł. A nam zostało teraz w nim żyć, bez możliwości laktacji, bez możliwości samogwałtu…
Alkus. |
komentarz[13] | |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|