>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Klatka Orbitalem zwana
W pięciu miastach świata, na pięciu kontynentach urodziło się pięcioro dzieci. Powiedzmy, że było to czterech chłopców i jedna dziewczynka. Dzieci nauczono mówić, korzystać z toalety, jeść, czytać, pisać, wpojono im podstawową wiedzę. Mieszkały w ciepłych domkach, u boku swoich kochających rodziców. Miały wszystko, czego tylko było im potrzeba. Któregoś dnia powiedziano dzieciom, że mają zadanie, misję do spełnienia. Dzieci bardzo się ucieszyły, zostały wyróżnione, spotkał je zaszczyt. Musiały przejść szkolenie. Znosiły wszystko bardzo dzielnie. Szkolenie skończyło się bardzo szybko, dzieci miały doskonałe wyniki. Znały się już nawzajem. Kiedy nadeszła godzina zero, pojawił się bardzo oficjalny pan. Były uściski dłoni, gratulacje, życzenia powodzenia. Dzieci uśmiechały się, patrząc na swoich rodziców stojących gdzieś daleko, w tłumie. Chciały się do nich przytulić, ale nie pozwolono im. Wsadzono je do szklanej kapsuły. Wspaniałej, ogromnej, bardzo wygodnej kapsuły. Nowoczesną kapsułę zawieszono nad Wielkim Miastem. Dzieci widziały jak pod nimi toczy się życie. Szybko nauczyły się, że starszy pan, który co rano wychodzi z pieskiem, odwiedza kiosk i kupuje gazetę, rozmawiając ze sprzedawczynią, rumianą kobietą w berecie. Szybko zapamiętały, że trzecie okno od lewej w najbliższym budynku to mieszkanie bardzo kłótliwego małżeństwa, wiedziały nawet co podają w barze za rogiem i ile kawy wypija prezes wielkiej firmy, której siedziba była opodal kapsuły. Polubiły te obserwacje świata, bo to był ich świat, tak dobrze im znany, przytulny i swojski.
Ale któregoś dnia coś zaczęło się psuć. Zniknął starszy pan, prezes i małżeństwo. Bar opustoszał, kiosk też. Ulice zaczęły się wyludniać, robiło się coraz ciszej, coraz smutniej. Coraz bardziej obco. Dzieci nie wiedziały, co się dzieje, zapomniano o nich. Nikt już nie odzywał się do nich przez radio, nikt nie pytał czy wszystko w porządku. Zostały same. Dzień po dniu obserwowały jak zmienia, rozpada się ich rzeczywistość. Wołały, głośno wołały o pomoc, pytały, co to wszystko znaczy. Nie dostały odpowiedzi.
Minęło wiele, wiele lat, dzieci przestały być dziećmi, ale wciąż siedziały zamknięte w wygodnej kapsule, wciąż patrzyły, patrzyły na morze potłuczonych szyb, zniszczone budynki, wraki samochodów i wciąż od nowa stały się zrozumieć i przystosować…
To była, moi drodzy państwo, bajka. Bajka, która miała zobrazować pewien aspekt neuroshimowego świata, który mnie chyba najbardziej przeraża.
Orbital.
O tak, cud techniki, wspaniała stacja kosmiczna, wyposażona we wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Stacja wysłana w przestrzeń z ludźmi na pokładzie. Naturalnie postarano się, żeby na Orbitalu można było przeżyć bardzo długo. Tak więc nasz cud znalazł się w kosmosie, a razem z nim załoga. Na początku wszystko było pięknie, a potem nagle pięknie być przestało. Na Ziemi wybuchła wojna, wszystko zaczęło się zmieniać, upadało to co znał człowiek. Załoga naszej cudownej stacji kosmicznej naturalnie nie miała pojęcia, co się dzieje. I akurat ten stan rzeczy już się nie zmienił. Powstał Moloch, upadł świat, a dla tej garstki nieszczęśników, którzy zostali w przestrzeni to, co się wydarzyło, to były, są i będą tylko domysły. Być może sami urządzili sobie tam mały Armagedon… Tego nie wiemy. Być może sami wytłukli się nawzajem za pomocą owej legendarnej technologii, którą jakoby ofiarowano stacji… Ale zostało ich tam kilkoro, zostało. Patrzą z góry i tak jak nasze bajkowe dzieci, nie rozumieją. Mogą pytać, bez końca. Nie mają żadnych informacji o tym, co się na Ziemi tak naprawdę wyprawia. Rozumieją, że wyprawia się wiele, tylko co im to daje? Są jak zwierzęta zamknięte w klatce, jak małpki, które patrzą na odwiedzających zoo, biorą od nich banany i skaczą po gałązkach nie wiedząc, jaki to wszystko ma sens.
Załoga Orbitala może wysyłać komunikaty na Ziemię, sama nie może takowych odbierać. Prawdopodobnie ludzie ci pogubili się już w domysłach, w setkach przypuszczeń i domniemań. Może zdają sobie sprawę z tego, że miała miejsce globalna zagłada? Może właśnie dlatego nadają audycje opowiadające o tym jak było… kiedyś?
To najwięksi pechowcy, najwięksi przegrani Neuroshimy. Pamiętają normalne życie, obserwują zmieniony świat i tkwią w kosmosie. Co im pozostało? Mogą się zabić, to przynajmniej bym im sugerowała, albo czekać, dniami, miesiącami, latami. Mogą skracać sobie czas oczekiwania w komorach hibernacyjnych, tylko powiedzcie mi moi mili, na co oni tak naprawdę czekają? Czy liczą na to, że któregoś dnia będą mogli wrócić? A jeżeli tak, to czy dobrze przemyśleli ten powrót?
Bo może lepiej byłoby zostać tam gdzie się jest i nie płakać potem, nie płakać nad straconym światem.
Axiel. |
komentarz[23] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Felieton - Klatka Orbitalem zwana" |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|