>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
C.T.
Pani Walker, opowiadałam pani kiedyś o moim synu? To naprawdę wspaniały, młody człowiek. Zawsze taki pogodny i zadowolony z życia, mimo trudnych warunków w jakich przyszło nam egzystować. Tak dobrze wychowany, po prostu idealne dziecko. Każda mama chciałaby mieć takiego chłopca. Gdzie teraz jest? Naprawdę nie mam pojęcia. Nie widziałam go od trzech lat, kiedy to pojechał wraz ze swoją siostrą do Nowego Jorku. Miał wtedy 24 wiosny na karku. Jeśli mam być szczera, to zaczynam się już martwić moja droga, tyle to teraz nieszczęść ludzi spotyka…
***
Siedzę sobie w knajpie i popijam te ciepłe szczyny co to je tam, na południu, piwem nazywają. Upał wali we mnie niemiłosiernie, dodatkowo cały dach jest podziurawiony po jakieś podrzędnej strzelaninie, która miała tu miejsce kilka dni temu. Myślę sobie: Ech, ci Teksańczycy. Nie dość, że dobrego piwa nie mają, to jeszcze nie umieją raz, a dobrze ustrzelić niepożądanego chwasta, tylko muszą sobie lokal dziurawić. U nas w Miami takie coś by nie przeszło. Jakby się jakiś rzucał, od razu zgarnęłyby go te żule z SS i na następny raz nie zadzierałby nosa. Ale ci z Teksasu mają swoje własne widzimisię i sądzą, że jeśli zakuje się kolesia w dyby na środku placu i przez tydzień nie da papu, to na następny raz taki delikwent będzie grzeczny. Otóż gówno prawda. Takiemu, to trzeba nogi w trzech miejscach połamać, a jak mu się źle zrosną, to dziad do końca życia będzie miał pamiątkę. No i dać jeszcze jakiegoś agenta z Vampiros na dupę, żeby przypilnował czy lekcja została zapamiętana. Porzucając dywagacje na temat różnicy w systemach prawnych, rozejrzałem się po spelunie. To nie był szczęśliwy lokal. Jakieś lumpy z gangu Aniołków zamelinowały się w najdalszej części sali, a sądząc po tym jak się zachowywali, barman pewnie siedział u nich w kieszeni. Trudno się dziwić, jak się później dowiedziałem, jeden z nich był zastępcą szefa gangu. Na dodatek ta panienka, która przyniosła mi piwo, miała chyba z 15 kg nadwagi i zdradzała oznaki zaawansowanego stadium gorączki krwotocznej. Uch, jeszcze do dziś mnie ciarki przechodzą jak sobie to przypomnę. I wtedy, po raz kolejny, życie udowodniło mi, że mam rację. W bardzo brutalny sposób. Wiesz, tak narzekałem na to ich piwo, choć z drugiej strony nie było ono takie złe. Żadne piwo nie jest tak złe, żeby je tracić przy pomocy naboju dużego kalibru, który rozwala ci kufel. Nawet nie rozglądałem się aby sprawdzić kto do mnie wali. Zrobiłem to, co robi każdy rozsądny człowiek kiedy w jego stronę lecą ołowiane żołnierzyki. Zanurkowałem za ścianę i modliłem się aby była dostatecznie gruba, aby uniemożliwić kulkom zwiedzanie mojej klatki piersiowej. Potem zacząłem szukać swojego Uzi. No i jak to się zwykle w takich sytuacjach dzieje, okazało się, że pukawkę zostawiłem w gablocie. Myślę sobie: przewalone. Ktoś do mnie wali, klamki nie mam, no… i piwa nie dopiłem. W ruch poszły kolejne ołowiane żołnierzyki. Siedzę za tą ścianą i mało nie robię pod siebie ze strachu. Rozglądam się za jakimś wyjściem, ale albo okna deskami zabite, albo drzwi jakimś zardzewiałym agregatem zastawione. I wtedy mnie olśniło. Przecież ja byłem za ścianą. A ołów cały czas latał. Wniosek? Ten koleś najzwyczajniej w świecie nie walił we mnie. Trochę się podniosłem na duchu, bo stwierdziłem, że jeszcze mam szansę to przeżyć, rzecz jasna, jeśli żadna zabłąkana kula nie nawiąże bliższej znajomości z moją biedną potylicą. Zaczęło robić się nieciekawie. Te dupki z Hell Angels zawsze wożą ze sobą kłopoty. I to nie był wyjątek. Wywalili w górę stoliki i skryli się za nimi, jak na jakimś cholernym westernie. Co? Nie wiesz co to western? Nieważne… W każdym razie siedzą za tą prowizoryczną zasłoną i grzeją w przeciwnika ze swoich pukawek, ile fabryka dała. Barman poszedł za moim przykładem i zanurkował pod barek, a ta upasiona kocica chyba ulotniła się na zaplecze. Siedzę za tą ścianą, klepię zdrowaśki, wokół mnie lata śrut. No i dopiero wtedy się kapnąłem, że nie mam za cholerę pojęcia kto wali do tamtych z gangu. Oni chyba też nie byli zbyt zorientowani, sądząc po tym jak strzelali. Bez ładu i składu. Dopiero chwilę wcześniej skoncentrowali ogień. Pomyślałem sobie, raz się żyje. Ciekawość zabiła kota, ale ja mam więcej szczęścia. I wychyliłem się żeby rzucić okiem…
Jedno słowo. Zamurowało mnie. Dobra, to dwa słowa, ale siedź cicho, bo wyjdzie na jaw, że się nie znam na liczbach. Po drugiej stronie lokalu (a raczej tego co z niego zostało), pośród porozrywanych kulami drewnianych ścian, kowbojskich drzwiczek, które już dawno wypadły z zawiasów i okien bez szyb, idzie sobie wielki jak dąb koleś. Miał co najmniej ze 2.40 m wzrostu. Na sobie niebieski płaszcz z postawionym kapturem i kapelusz kowbojski tego samego koloru. Twarzy nie widziałem, w sumie zwróciłem uwagę tylko na oczy. Puste. Zupełnie bez emocjonalny. Wokół niego wali grad kul, a on idzie sobie jakby przechadzał się pośród lekkiej mżawki deszczu. Na dodatek, kiedy się wychyliłem, od razu łypnął na mnie tym swoim dziwnym okiem i wycelował w moją stronę spluwę. I wiesz co? Przyznam ci się do czegoś. Popuściłem wtedy prawie w gacie. Ale, ale, chłopie, to nie była zwykła spluwa. Wyglądało to co najmniej jak jakaś pukawka z filmów science-fiction. Jak to, nie wiesz co to SF? Eee… Powiedzmy, że to takie historyjki o Molochu zanim go jeszcze zbudowali. Na szczęście skierował swoją wyrzutnię fotonów na powrót w stronę gangerów, nie zdmuchując mi nią wcześniej łepetyny. Najciekawsze było to, że przyjął od nich chyba całą serię na klatę, a zupełnie się tym nie przejął. Zamiast tego stanął i spokojnie wycelował. Następnie wystrzelił trzy pociski. Ale dosłownie, jak on pociągnął za cyngiel, to aż cała ta buda do góry podskoczyła. Dziwię się, że mu ręki nie urwało. Na chwilę mnie oślepiło, nie wiem co to dokładnie było. I kanonada z przeciwnej strony ustała równie szybko, jak się zaczęła. Powód był prosty jak te mrożonki z przed wojny. Strzelcy nie mieli już „głów na karku”, He He He He. Jak to, nie śmieszne? Idź, nie znasz się. Jak to bzdury gadam!? Ej! Poczekaj! Jeszcze nie skończyłem!
***
Oj, oj, oj. C.T. w coś ty znowu ze sobą zrobił. Znów będę musiała zdobyć składniki do stworzenia sztucznej tkanki żebyś wyglądał po ludzku. Nie wspominając już o tym, że pierwsza warstwa kewlaru na płaszczu do wymiany. No i sądząc po tym buczeniu w twoim lewym rotatorze, utknął tam jakiś pocisk. Trzeba będzie go wyjąć. Vince! Bądź tak miły i podaj mi skalpel i trójkę… Zrób to teraz, gnaty wyczyścisz później.
Uff… To już chyba wszystko. Jeszcze tylko podładuję twoją broń i sprawdzę diagnostykę programu sterującego…
Tak? Dobrze Kyo, podstawimy go jutro do ciebie. Dobra, będzie w trybie Genocide, no problem, tylko pamiętaj, następnym razem ty załatwiasz ogniwa energetyczne. Skąd? Nie wiem skąd. Jak jesteś taki cichociemny, to wykorzystaj to do czegoś i zaczaj się z tą swoją kosą na jakiegoś Juggernauta, albo co. Ja tu jestem od naprawy, a nie od finansów i zaopatrzenia. Trzymaj się.
***
Z czego się śmieję? He He He He… Przypomniałam sobie jak go znaleźliśmy. Jak waliliśmy w niego ze wszystkiego co było na pokładzie, z rakietą Ming włącznie. I jak urwał ci rękę zanim w końcu tobie, Kyo i Cloud’owi udało się go powalić. No już, już, Vince, nie rób takiej miny, żarty sobie stroję, nie denerwuj się. I zostaw go, to przecież nie jego wina, tak był zaprogramowany. Ale mów co chcesz, opłacało się go capnąć. Nie codziennie znajduje się na pustyni taką zabawkę, a Moloch chyba przepalił sobie obwody ze złości, kiedy zdał sobie sprawę, że podwędziliśmy mu sprzed nosa prototyp, nad którym tak ciężko napracowały się komórki tego jego krzemowego mózgu. Pewnie teraz pracuje nad czymś nowym, jeszcze lepszym niż C.T. He He He He... Ale przy odrobinie szczęścia znów mu to zwiniemy, albo chociaż popsujemy, jak to mamy w zwyczaju.
***
---Systems: Online---
---Controls: Online---
---Reactor: Online---
---Functions: Nominal---
---Genocide Mode: Commencing---
***
Trochę Historii:
Criss Thunder, bo tak miał ów młodzian na imię, urodził się w Teksasie i jak już zdołała stwierdzić jego mamuśka, przeżył tam 24 lata. Po tym czasie zdecydował się wraz ze swoją lubą, której imienia nie będziemy tu wymieniać, wyruszyć w świat i to stało się ostatnim błędem w jego życiu. Podczas podróży na autostradzie napadli na nich gangerzy. Nie trudno się domyślić wyniku takiego spotkania. Chłopak został brutalnie pobity i zostawiony na pustyni, przywiązany do jakiejś zmutowanej rośliny, w oczekiwaniu na śmierć. Dziewczyna zaś została zgwałcona i zabrana. Jednak kłopoty Crissa nie miały się zakończyć wraz z jego śmiercią, a i ta nie zamierzała nadejść tak szybko. Problemy dopiero się zaczynały, bo oto, spod ziemi, niczym jakaś mitologiczna bestia, wyłonił się Łowca, ulubiona maszynka Molocha. Jedno ukłucie igłą i chłopak stracił przytomność. Nie będziemy tu opisywać mnogości procesów i modyfikacji jakim jego ciało zostało poddane w laboratoriach naszego ulubionego, wielkiego komputera. Ważne jest jednak to, co Moloch zamierzał osiągnąć. Chciał on bowiem stworzyć super żołnierza odpornego na mnogie rodzaje obrażeń i posiadającego zdolności samonaprawcze. Z zewnątrz podobny do jednostki ludzkiej, od wewnątrz, równie silny i sprawny jak Juggernaut, może nawet bardziej, oraz zdecydowanie bardziej wydajny i łatwy do ukrycia. Niestety, pan M. również miewa złe dni i o ile taki nie wydarzył się podczas eksperymentów nad ciałem Crissa, z pewnością zaistniał podczas testowania jego możliwości. Na odosobnionym kawałku pustyni, właściwie znikąd pojawił się futurystyczny pojazd uzbrojony po zęby, z odległych wzgórz padło kilka strzałów przy użyciu amunicji rozrywającej dużego kalibru, a osłona w postaci łowców i obrońców szybko zmieniła stan skupienia ze stałego na… lotny. To co się stało potem, pozostanie słodką tajemnicą organizacji, liczy się jednak fakt, że udało im się zdobyć i przeprogramować prototyp, który im teraz służy. Naczelna pani mechanik S.B. – Elizabeth Yel aka. Yellow, przeprogramowała go i obecnie używa do własnych celów. Dowiedziała się także co nieco o jego przeszłości z nikłych danych, jakie zgromadził na ten temat Moloch, sondując mózg ofiary. Po długim okresie prac, CT 0001 stał się główną siłą uderzeniową organizacji S.B.
A jeśli chodzi o Molocha… Cóż, nasza dzielna grupa zrobiła go w konia nie pierwszy i nie ostatni raz.
Wygląd: Wysoki (2.40 m) i barczysty. C.T ma srebrne włosy, sięgające do ramion, nie skrępowane w żaden sposób, gładką, sztucznie stworzoną cerę (której jako jedynego ze swoich komponentów nie jest w stanie samodzielnie odtworzyć) oraz czerwone, bezemocjonalne oczy, na tęczówkach których uważny obserwator może dostrzec numer seryjny CT:001. Na głowie nosi kapelusz kowbojski w tym samym kolorze co płaszcz. W sumie to nie z własnej inicjatywy, a z kaprysu Yellow, która odkryła, że Criss, pochodził z Teksasu. Na misjach wyposażony w swój wierny, niebieski płaszcz kewlarowy, czarne spodnie i koszulę, oraz podkute stalą skórzane buty. Kiedy przebywa w warsztacie, a Yellow coś nad nim majstruje, przeważnie jest nagi. Na misjach uzbrojony w customize’owanego Desert Eagle oraz swą futurystyczną broń.
Kiedy przyjmie wystarczającą ilość obrażeń, z jego poszarpanych resztek skóry można wyłapać fragmenty metalicznego egzoszkieletu, który nie łatwo uszkodzić. Jego brzuch przeważnie nie posiada tkanki skórnej. Kobiecy mechanik, który sprawuje nad nim pieczę, lubi mieć łatwy dostęp do głównych komponentów. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że C.T. jest chodzącą destrukcją, którą bardzo trudno wyłączyć z gry, nie mówiąc o jego całkowitym zniszczeniu.
Informacje
Imię i nazwisko: Criss Thunder
Pochodzenie: Teksas
Profesja: Maszyna ;]
Specjalizacja: Wojownik
Budowa 20
Kondycja *
Pływanie *
Wspinaczka 4
Zręczność 18
Prowadzenie (wszystkie pojazdy jeżdżące od auta po wóz bojowy) 4
Pistolety 12
Karabiny 8
Broń maszynowa 4
Sztuki walki 6
Bijatyka 5
Broń biała 2
Rzucanie 4
Charakter *
Spryt 13
Mechanika 5
Elektronika 4
Komputery 2
Materiały wybuchowe 3
Rusznikarstwo 4
Wyrzutnie 6
Percepcja 16
Wyczucie kierunku 2
Tropienie 5
Nasłuchiwanie 6
Wypatrywanie 4
Czujność 6
Znajomość terenu* 4
Zmiany w mechanice względem tej „nietypowej” postaci:
*Kondycja - Dla własnej wygody (i odrobiny realizmu w tym całym szaleństwie), możesz założyć, że C.T. automatycznie zdaje wszystkie testy budowy polegające na kondycji. Nie męczy się. Jest maszyną.
*Pływanie - Z powodu olbrzymiego ciężaru mechanizmów i ekwipunku, konstrukt raczej sobie nie popływa. Nie zmienia to jednak faktu, że nie musi on oddychać i spokojnie, miarowo może się przemieszczać po dnie. Nie martw się. Nie zardzewieje :]
*Charakter: W mojej skromnej koncepcji, taka istota nie powinna posiadać wartości charakteru. Zawsze atakuje jako ostatni, nie da się go zastraszyć/wpłynąć na niego, a i on nie jest wystarczająco samodzielny i kreatywny, aby oddziaływać na innych.
*Znajomość terenu: Zależy od faktu, czy Yellow miała czas/chęć wgrać C.T. dane terenu, na jakim przyjdzie mu operować.
Mechanizm regeneracyjny: Dość kontrowersyjna umiejętność. Systemy naprawcze tego robota nie próżnują. Regeneruje on dwie lekkie rany na turę. Jeśli masz awersję do takich modyfikacji, możesz zignorować tę moc, ale wtedy postać straci dużo ze swego „uroku” ;)
Mechanizm stabilizacji: Nawet jeśli osiągnie on limit obrażeń, który wyłączy go z walki, konstrukcja szkieletu jest tak twarda, a system podtrzymywania funkcji tak wysoko zaawansowany, że nie sposób całkowicie zniszczyć tego cyborga. Nie powstanie on samodzielnie z martwych, jednak jeśli zostanie odnaleziony, będzie można go naprawić i przywrócić do dawnej świetności. Nie działa nań sztuczka „Bo kto umarł, ten nie żyje”.
Modyfikatory ujemne za obrażenia nie dotyczą tej postaci!
Choroby: Żadne choroby nie działają na C.T., podobnie jak i promieniowanie.
Sztuczki:
Magazynek, Padnij/Powstań, Szybki Bill, Dobywanie, W mgnieniu oka, Barbarka, Obezwładnienie, Ogłuszenie, Mr. Payne, Strzał zza winkla.
Ekwipunek:
- Płaszcz kewlarowy: Z racji tego, że jest maszyną Molocha najnowszej generacji, może sobie pozwolić na coś takiego. Zwykły człowiek nie byłby w stanie się w tym swobodnie poruszać, jednak temu tworowi nie robi to zbytniej różnicy (lekki pancerz na każdej lokacji z wyjątkiem głowy. Zero utrudnień).
- Desert Eagle (Customized): Tak jak wersja standardowa, jednak posiada wyjątkowo futurystyczny wygląd, poprawione parametry oraz specjalną amunicję. Jest również wyjątkowo ciężki i zwykły człowiek nie utrzyma go w jednej dłoni bez budowy przynajmniej 14, nie mówiąc nawet o strzelaniu. Nieporęczny. Mały magazynek. Dobra amunicja. Bardzo silna amunicja. Amunicja jaką nosi w broni, zapewnia dwa punkty przebicia pancerza miast jednego.
- XT:Lightbolt: To jest dopiero kawał giwery. Główna broń naszego cyborga, zabawka która sieje najwięcej spustoszenia i rozdaje największe obrażenia. Sprawa jest bardzo, ale to bardzo prosta. Żaden człowiek nawet nie weźmie tego w łapki. Po prostu nie uniesie. Żelastwo waży jakieś 100 kg. A jeśli to zrobi i uda mu się pociągnąć za spust, to pożegna się ze swoimi stawami łokciowymi i nadgarstkami. Wygląd pozostawiam indywidualnie wam drodzy MG, jednak zalecam coś futurystycznego, może nawet coś z jajem. Broń zadaje obrażenia krytyczne (nie, nie pomyliłem się patrząc na tabelkę), stosuje większe ogniwa energetyczne jako amunicję. Energii wystarcza na trzy strzały, proces zmiany ogniwa jest bardzo czasochłonny i praktycznie nie da się tego zrobić podczas walki. Strzał z czegoś takiego zadaje obrażenia krytyczne. Jeden strzał, jeden trup.
Od Autora: Jak zapewne widać, postać została stworzona do edycji 1.0. Przez pewien czas zastanawiałem się gdzie umieścić ten artykuł, jednak w końcu trafił on do postaci, a nie do bestiariusza. Jeżeli ktoś ma własną wizję naszego drogiego cyborga C.T., to niech daruje sobie przygotowany przeze mnie opis i statystyki (oraz modyfikacje mechaniki, których się dopuściłem). Jeżeli chcecie go wykorzystać na sesjach, to z pewnością nie jako przeciwnika dla standardowej drużyny. Zmasakrowałby ich, podobnie jak każdy przedstawiciel organizacji Seven Blades. W odróżnieniu choćby od takiego Kyo, C.T. zawsze staje do otwartej walki. Nie przejmuje się zbytnio taktyką. Wchodzi, „czyści” i wychodzi. Jego duża siła ognia i moce regeneracyjne czynią z niego rodzaj ludzkiego czołgu, który w odróżnieniu od innych, nie musi się bawić w grę taktyczną. Można go ewentualnie użyć jako ostatecznego przeciwnika w jakiejś kampanii dla postaci, które mają już wiele (ale naprawdę wiele) za sobą. Można także, dla ciekawego efektu, zapoznać graczy z Crissem przed jego dziwną przemianą, a potem wprowadzić go ponownie, już po niej. Mogą być ciekawe jaja. Użyjcie swej wyobraźni i kreatywności, drodzy MG.
W grze nastawionej na intrygę i politykę, raczej nie będzie Wam dane uświadczyć tej postaci. Jest to twór nastawiony wyłącznie na walkę i to też robi. Jeśli chcecie jakiegoś NPC o ciekawym charakterze i enigmatycznej przeszłości, który mógłby wpleść Waszych graczy w pandemoniczny wir wydarzeń… Cóż, tu go nie znajdziecie.
Po statystykach jakie przedstawiłem i modyfikacjach jakich dokonałem w mechanice, widać że C.T. słaby nie jest. Powiem więcej, jest wypaśnym klientem jakich mało w świecie Neuroshimy (jak każdy z tej organizacji). Powtórzę to co napisałem przy innych postaciach mojego autorstwa, ale przeciw temu się nie walczy, tym się straszy graczy jak są niegrzeczni. Jednak statystyki zamieściłem, gdyby ktoś zapragnął się zmierzyć z zabójczym cyborgiem (czytaj: miał życzenie śmierci). Ale lepiej drogi MG nie pokazuj ich graczom. Po co mają się załamywać? I kiedy spotkają to coś w jakimś zaplanowanym przez ciebie evencie, daj im do zrozumienia jakimś wyjątkowo barwnym opisem, że to nie jest ich liga. I zapewne nigdy nie będzie.
P.S. C.T. jest „członkiem” organizacji „7 Mieczy”, podobnie jak Kyo Zakamaru, który został już przeze mnie opisany na łamach Orbitala.
Justice. |
komentarz[13] | |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|