..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Vice City


Ehh, zobaczysz jedno miasto Florydy, to tak jakbyś ujrzał wszystkie. Złota plaża, morza szum, latające ptaszki, zimny drink z parasolką, cudownie wieśniacki kapelusz na łbie, biegnący na ciebie łowcy organów, piękne panien... zaraz, Łowcy?!

(następnie następuje malownicze "argh" i tyle z wczasów w Zasranych Stanach. Dlatego nie opisuję wszystkich miast Florydy, tylko samo Vice City. Po części z tego, że mam taki kaprys, a po części z lenistwa. Wszak "nam się starać nie kazano". Dość już jednak rozbrajającej szczerości, czas na konkrety. Muszę jednak jakoś wystukać przepisowe 5.000 znaków, a jaki znajdę na to lepszy sposób, niż przydługawe wstępy o niczym? Otóż żaden. Dlatego musicie cierpieć.)

Vice City jest jednak inne. Nie znaczy, że piękniejsze, bezpieczniejsze, czy też w jakikolwiek sposób ciekawsze. Wręcz przeciwnie. Jest zrujnowane, zagruzowane, w jego centrum jest wielgachny lej po jednej z masowo posyłanych na Stany "ekonomicznych głowic taktycznych", znaczy śmiesznie małych rakietach o sile porównywalnej zaledwie do tych co ładunek użyty na Hiroszimie. Jak mówili oficjele jest to broń precyzyjna i bardzo humanitarna. Niech je sobie, jak tacy mądrzy, sami w dupę wsadzą i odpalą, żaby się na własnej skórze przekonać o jej humanitaryzmie. Inna rzecz, że jest na to już jakieś 30 lat za późno.

Ale wracając do tematu. Życie w mieście kwitnie na przedmieściach - wytworzyło się kilka enklaw. Na pierwszy rzut oka wybijają się tereny Gildii, obejmujące większość linii brzegowej, a zwłaszcza rejon Tankera i Nowe Centrum. Miedzy tymi enklawami mieści się część miasta, gdzie szarzy obywatele pracują i mieszkają. Są też wielcy persona non grata, wywaleni przez Gildię z miasta - Koczownicy.

Co za gildia, jaki Tanker, kto koczuje, jednym słowem jedno wielkie WTF*? No, zaraz do tego dojdziemy. Po pierwsze Tanker - to taki statek w sumie. Powiem więcej - zajebiście duży i zajebiście rozwalony o brzeg statek. A już wszystko stanie się jasne jak powiem, że to tankowiec. I to osiadły na mieliźnie, niemal włażący w miasto. Ropa z jego zbiorników ciągle się sączy i cała woda wokół Vice to jeden wielki syf. Toteż tutaj rybacy nie łowią rybek, tylko zbierają z powierzchni i rafinują ten syf na paliwo. Jak na w miarę skromne zapotrzebowanie, takie źródło energii odpowiada mieszkańcom. Poza tym główny zbiornik i pokład okrętu wybebeszono, opróżniono i nieco zmodyfikowano. Na równie przezajebiście wielką co sam stateczek arenę walk gladiatorskich. I to jest właśnie serce tego miasta! Igrzyska! Sport! Emocje! Turyści! A na wszystkim łapę trzyma Gildia. Na brzegu do Tankera dobudowano kilka baraków, pobliskie budynki trwale z nim połączono. Robi się z tego powoli miasto w mieście.

Centrum to masa obskurnych barów i kilka hoteli dla przyjezdnych oraz parę sklepów, plus siłownia. Po co siłownia? Profesjonaliści ćwiczą na Tankerze. Tutaj trenują leszcze. Sporo nie-kontraktowych, młodocianych mordobijów, którzy nim udadzą się na "rozmowę" kwalifikacyjną muszą jakoś sobie poprawić figurę. I to na nich, oraz na ich przyszłych fanach, ta część miasta zarabia. Szef Gildii i burmistrz miasta, John Johnson zapowiada nawet, że po najbliższych zawodach Grand Vice Open wybuduje burdel i kręgielnie! Żyć nie umierać! Jednak wystarczy odejść kilka metrów poza splendor aren i nocnych klubów. Ujrzysz morze ruin, pełne degeneratów, mutków neodżunglowego pochodzenia i gówna, co z morza wylazło. I na to ci żaden harpun nie pomoże, gwarantuję ci to. A na tym terenie muszą żyć Koczownicy. Albo jak wolą siebie nazywać, Renegaci. Są to ludzie, którzy nie podporządkowali się Johnsonowi i jego prawom. To głównie starzy mieszkańcy tego miasta, jego rodowici obywatele, nie zaś przyjezdne patałachy pokroju Johnsona właśnie. Bo trzeba wam wiedzieć, że wkrótce po tym jak się wojenna zawierucha uspokoiła, do miasta wkroczył gang Jimmiego Rączki i zaczął hasać. Ale kilka lat później zjawił się pewien cwaniaczek z kilkoma osiłkami i zaproponował gangerom, że im rozkręci niezły biznes na miejscu i zagoni do miasta kasiastych frajerów. I trzeba przyznać, udało mu się to. I teraz to Johnny rozdaje karty, zaś Jimmi stał się tylko jego przydupasem. Ludzie Jimmiego w krótkim czasie potracili życie w nieszczęśliwych wypadkach...

I cała ta afera toczyła się praktycznie bez udziału Renegatów. Ci usunęli się w cień, myśląc że gangi się wyniosą. Nie wyniosły się. Próbowali ujarzmić te ruiny jakie im zostały, ale mutanci i warunki życia nie ułatwiały im tego. Coraz więcej ludzi zaczęło kierować wzrok ku strefie Gildii. Ta okazji nie zmarnowała i natychmiast zaczęła przyjmować imigrantów. Jednak coś za coś - godziwe warunki życia i bezpieczeństwo, w zamian za bezwzględne posłuszeństwo. To się kilku osobom nie spodobało. Johnson zareagował na to z wrodzoną delikatnością i polało się sporo krwi. Po kilkuletniej wojence partyzanckiej, Renegaci wycofali się głęboko w ruiny i unikając prześladowań, zniknęli ze sceny.

A teraz już zapomnijmy o tej całej polityce, a przejdźmy do rzeczy nieco ciekawszych - na przykład corocznych mistrzostw gladiatorskich. Te, zupełnie odcięte w swych zwyczajach od reszty kontynentu, wykształciły własne, nieco odmienne i bardziej egzotyczne zasady. Dwie główne klasy to Open i Pro. W Openach może wziąć udział każdy. Tutaj właśnie buraki ze wsi dostają po mordzie, a ludzie z talentem wędrują pod skrzydła łowców talentów. Ale jest jedno „ale”. Żeby nie zaśmiecać łamagami "czasu antenowego", trzeba zapłacić za samo wejście. Tak, nie dość, że cię obiją, to jeszcze oskubią. Ale czego nie zrobi złakniony wrażeń turysta... zwłaszcza, że może też w razie wygranej otrzymać pewną premię, w sam raz na chirurga i ze dwa piwa. Ten pierwszy jednak nie jest za często potrzebny, gdyż w tej kategorii dozwolone są wszystkie pancerze, zaś broń może być co najwyżej lekka. Gościa z nożem z miejsca uważa się za rzeźnika - cóż, co kraj to obyczaj.

Inna sprawa to Liga Pro. Tutaj biorą udział kadrowi wojownicy z Gildii oraz przyjezdne sławy gladiatorskiego fachu. Aby nie przedłużać walk, dozwolona jest wszelka broń biała, oraz najwyżej lekkie pancerze. Daje to maximum widowiskowości i sprawia, że ludzie zjeżdżają aż z Wisconsin, żeby na własne oczy zobaczyć tutejsze pojedynki. Na sam koniec Mistrzostw, po 3 dniach, zwycięzca odbiera swą nagrodę w wysokości 2.500 gambli oraz dołącza do widzów i ogląda ceremonię zakończenia turnieju. Owa ceremonia polega na rzuceniu przeciw mutantom, a czasem nawet maszynom Molocha (strasznie morderczych swoją drogą, nowa generacja wyprodukowana przez Smarta [2 molocha z Neodżungli]) kilku pospolitych opryszków, lub schwytanych renegatów. Ot, jakieś urozmaicenie.

Miejsca ciekawe i mniej ciekawe oraz zadupia:

Sklep u Monty'ego Michigana

Mały i zapyziały sklepik, położony na głównej ulicy Centrum. Jest to punkt zaopatrzeniowy wszystkich gladiatorów w mieście. Znajdzie się tu wszelka broń oraz pancerze. Wersje dla spłukanych oraz dla tych, co cierpią na nadmiar forsy. Sam Monty to były gladiator, obecnie biedniejszy o jedną nogę i oko. Jeździ po sezonie po Stanach i dzięki kontaktom jakich nabył podczas kariery, kupuje lub zdobywa w inny sposób wszystko, co potem może opchnąć w Vice. Monty nie zarabia na tym kokosów, bo marże nie mogą być zbyt wysokie, ale na łapówki dla Gildii oraz na przeżycie starcza. Ponadto do dziś spłaca chirurga, który załatwił mu bio-protezę ręki. Za trzy lata powinien być z nim kwita.

Pomysły na przygodę:
Monty w tę zimę kiepsko się czuje i szuka kogoś, kto pojechałby do odległej Kalifornii po bardzo drogą i wspaniale wykonaną broń dla najlepszych zawodników. Za pomoc mógłby nawet odpalić jakąś bron… np. ceramiczno-kadmowy pancerz, tytanową katanę, lub miecz mechaniczny Roodsa (nowy wynalazek, wszedł w '42 do obiegu. Wynalazł go Stephen Roods, były inżynier. Miecz przy odrobinie wprawy przewyższa niemal każdą inną broń ręczną).

Monty ma coraz większe problemy finansowe. Marzy mu się, aby chirurg z Miami, niejaki Trevor Mellony, któremu co miesiąc musi słać kurierem naprawdę sporo gambli za swą protezę, "zniknął". Z ciężkim sercem, ale jednak, Monty może chcieć wynająć kogoś do stuknięcia doktorka. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że ten jest jednym z prywatnych łapiduchów jednego z bossów w Miami. Tego jednak potencjalnym zabójcom nie powie..

Kasyno "Little Eye Poker"

Kasyno jak kasyno, z masą oczojebnych neonów, roznegliżowanych kelnerek noszących drinki oraz szulerów i kanciarzy. Można tu pograć w pokera, ruletkę, a także zabawić się z automatami. Kiedyś grano tu w oczko, ale ludzie zauważyli, że kasyno coś za często wygrywa... Teraz stół do oczka stoi pusty i robi za mini-bar, prowadzony przez Svetasa Paolusa, Greka. Od razu uprzedzam pytanie - za cholerę nie wiem skąd on się tu wziął.

Pomysłów garść:
Svetas robi w wała całe kasyno i miasto. Tak naprawdę jego grecka prominencja jest tylko przykrywką, gdyż jest wtyczką renegatów w mieście. Nigdzie nie da się w końcu zdobyć tyle informacji, co u podpitych i zwykle podłamanych przegranymi, klientów kasyna, wśród których bywają niezłe szychy.

Lombard Lenny'ego

Kiedy gdzieś jest sport, tam szybko pojawiają się bukmacherzy. A gdzie się oni znajdą, tam natychmiast pojawia się od cholery bankrutów. Jak sam Lenny mawia: "Ja tu przeciwdziałam" - skupując broń, paliwo i sprzęt, a dając w zamian tabletki i pierdółki, w sam raz, żeby postawić w kolejnym zakładzie...

I znów pomysł:
Lenny'ego ktoś napastuje. Prawdopodobnie jest to właściciel starego M60, za który Lenny dał facetowi worek przeterminowanych tabletek na kaca. Gość się nie dorobił, stracił i tabletki i spluwę. I próbował sfajczyć Lenny'emu dom. Z jednej strony trudno się dziwić, że próbuje się odkuć, a z drugiej strony, Lenny płaci ciężkie gamble za pozbycie się natręta. Poza tym zawsze może to być ktoś inny...

Lecznica Harvemayera

Coś dla tych, którym nie powiodło się na arenie. Nie każcie mi, proszę tłumaczyć, czym jest szpital. Rządzi tu Doktor Harvemayer i tyle. Słuchać się go i nie zadawać zbędnych pytań. Nastęęęępnyy paaacjent!

An idea:
Jeden z leczonych, to gladiator, który miał wygrać ważną walkę. BARDZO ważną walkę. Jednak cwaniaczki z drużyny przeciwnej złapali jego dziewczynę, więc chcąc nie chcąc, musiał się podłożyć. A ukochanej i tak nie uwolnili. Do tego Johnson chce go teraz ukatrupić, bo Gildia straciła przez tę walkę sporo kasy. Zgadnijcie, kto może mu pomóc?

Resztę procesu kreacji zostawię wam. A co, znajcie mój gest!


The_Ezekiel.
komentarz[8] |

Komentarze do "Vice City"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.025966 sek. pg: