>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Eddy
Zabawna historia z tym Eddym była, mówię ci. Jechaliśmy z Hobsonem do San Francisco i po drodze zahaczyliśmy o Georgetown, żeby uzupełnić zapasy paliwa i amunicji. Pech chciał, że nie mieli ani jednego, ani drugiego. Ot, kolejne zadupie jakich pełno na tych pustkowiach, gdzie już przestali zwijać chodniki nocą, a psom już się nawet dupami szczekać nie chce.
No, ale zbliżał się wieczór, my byliśmy zmęczeni i woleliśmy zatrzymać się tutaj, niż ryzykować i jechać dalej.
Pierwszy raz spotkaliśmy Eddy'ego kwadrans po tym, jak wysiedliśmy z bryki. Miał przydługawy jak na jego wątpliwą postać płaszcz i szeroki uśmiech z jednym, złotym zębem. Przedstawił się z kulturą i rozchylił szerokie poły płaszcza. Nigdy nie widziałem żeby ktoś nosił przy sobie tyle rozmaitego złomu, a on już całkiem mnie zadziwił bo miał tego tyle, że starczyłoby spokojnie na obdarowanie kilku chłopa. Jakiś shotgun, ze trzy uzi, para koltów, detektor ruchu, plik granatów, parasol, lampa halogenowa, butla tlenowa, noktowizor, kilkanaście rolexów i szlag wie co jeszcze. Próbował nam wcisnąć trochę szajsu, ale nie mieliśmy ani grosza na wymianę, bo potrzebowaliśmy dobrej ammo i paliwa, a tego niestety na składzie jak mówił, chwilowo nie posiada. Żebyśmy nie wyszli na chamów to Hobson wziął od niego zabytkowego rolexa, w zamian dając dwie paczki fajek (usilnie nosił się z zamiarem rzucenia tego nałogu). Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do wskazanej nam przez Eddy'ego nienazwanej knajpy.
Było całkiem przytulnie jak na takie zadupie, toteż z przyjemnością zamoczyliśmy mordę w tutejszym spirycie zagryzając konserwami z naszych zapasów. Nie minął kolejny kwadrans, kiedy w drzwiach stanął Eddy. I znowu błyskał tym swoim jednozębnym uśmiechem. Podszedł do nas, usiadł i powiedział, że ma i paliwo i ammo, którego potrzebujemy. Nie no kurna - cudotwórca! Zagadaliśmy co nieco o interesach i wtedy właśnie zacząłem się śmiać. Eddy zbierał zęby jako część zapłaty, niech mnie, ale świr. No, a Hobson miał też jednego zęba ździebko posrebrzanego. No i co tu dużo gadać, Eddy miał przy sobie dość specjalistyczny sprzęt i siatkę Tornado na znieczulenie, więc w zasadzie mimo początkowych sprzeciwów Hobsona dobiliśmy targu.
My dostaliśmy co nam było potrzebne, Eddy trochę śmieci no i zęba, heh. Jaja jak berety...
Ale to jeszcze nie wszystko.
Kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę, po drodze zatrzymując się w kolejnych malowniczych miejscowościach, to w prawie co drugiej spotykaliśmy kogoś o imieniu Eddy. I scenariusz prezentował się dość podobnie. Koleś miał w zasadzie przy sobie wszystko, a jeśli nie, to dużo czasu nie potrzebował żeby skręcić co potrzeba. W końcu zagadaliśmy trzeciego z kolei Eddy'ego o co chodzi jakby, no i prawda wyszła na jaw. Ponoć była ich cała gromadka, wszyscy bracia, no i trudnili się ogólnie rzecz biorąc wszelkiego rodzaju handlem. Co do ich pokrewieństwa mógłbym mieć co prawda małe wątpliwości, biorąc pod uwagę, że jeden z nich był murzynem, no ale co tam. W końcu często w rodzinie zdarzają się czarne owce...
Corwin. |
komentarz[4] | |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|