..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Jacqueline Denton



Jose Rubio Molina jeszcze nigdy się tak nie bał. Do niedawna był ważnym człowiekiem w przestępczej machinie Miami. Inni patrzyli na niego z szacunkiem. I nie bez powodu. Jose zasłynął z okrucieństwa i bezwzględności, a jego imię przeklinane było wszędzie tam, gdzie coś poszło nie tak i senior Woods zechciał dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie.
Wczorajszy wieczór zapowiadał się przyjemnie, robota została wykonana, rum smakował znakomicie, a przyboczna blond laleczka była na tyle atrakcyjna, by przyćmić laleczki kompanów. Zmieniali lokale, szastali gamblami, a potem urządzili sobie zawody w strzelaniu do biedaków z podmiejskich slumsów. Nocne życie w Miami jest wspaniałe.
Gdy obudził go chłód poranka, z trudem otworzył oczy. Gdy próbował się poruszyć, dotarło do niego w jakiej sytuacji się znajduje. Był przywiązany do konstrukcji z solidnych bali, w jakiejś zrujnowanej piwnicy. Gdzieś w dżungli. Tego szybko się domyślił. Pnącza zwieszały się przez dziurę w suficie, dookoła słychać było bzyczenie moskitów, no i ten zapach. Tak pachną tylko bagna Miami.
- Dzień dobry, panie Rubio. Dobrze mówię? Molina to po matce? Czy odwrotnie?
Jose tylko coś odburknął zaskoczony i próbował odnaleźć właściciela tego głosu. To było trudne, wciąż kręciło mu się w głowie i nie mógł długo patrzeć w jeden punkt, by nie zamazywał mu się wzrok.
- Spokojnie, weronal jeszcze krąży w pana żyłach. To minie. Miejmy nadzieję, że szybko.
Ktoś mocno złapał i przytrzymał głowę Jose. Po chwili jego oczy zalała struga światła.
- Dobra reakcja źrenic. Muszę mieć pewność panie Rubio, że jest pan całkowicie przytomny.
- Dorwę cię skurwysynu, nie wiesz z kim zadarłeś...
- Wiem. Jesteś Jose Rubio Molina, syn Antonia i Marii. Jeden z najbardziej zaufanych kapitanów Woodsa. Urodziny obchodzisz w pierwszy weekend czerwca. Odpowiadasz za port. I za handel z Nowojorczykami. A o tym właśnie chciałem porozmawiać. I to poważnie.
Jose zamrugał. Gdy ciemne plamy w końcu przestały wirować, dostrzegł w końcu swojego rozmówcę. Naprzeciwko niego stał niewysoki mężczyzna, siwy, około pięćdziesiątki. Okrągłe okulary powiększały nieco oczy, co byłoby komiczne, gdyby nie ich spojrzenie. Tak patrzy wygłodniały pająk na owada szarpiącego się w jego sieci.
- Szukam Jacqueline Denton.
- To życzę powodzenia.
- Pan najwyraźniej nie rozumie pojęcia „poważnej rozmowy”. Taką sytuację też przewidziałem.
Siwowłosy skinął ręką i z cienia wychynął pokraczny kształt. Wielki mutek z paskudnie pomarszczonym ryjem przyciągnął obdrapany stół. Po chwili postawił na blacie czerwoną, drewnianą skrzynkę na narzędzia i pordzewiałe wiadro.
- Nazywam się O’Toole i powtórzę - szukam Jacqueline Denton.
- Jest tyle burdeli w Miami, tam poszukaj, dziadu. Nie wiem gdzie jest ta Denton.
O’Toole sięgnął do wnętrza skrzynki i wydobył z niej butelkę. Pociągnął solidny łyk i podał ją mutantowi.
- Napij się Numb, czeka nas paskudny dzień. Pan Rubio kłamie. Pokaż mu co robimy kłamcom.
Numb wyszczerzył zestaw paskudnych zębisk, wyciągnął coś z wiaderka i pomachał tym przed twarzą więźnia.
- Gomez... jak... wy... wy skurwysyny...
- Sól niezbyt nadaje się do konserwowania ludzkiego ciała. Deformuje skórę, nieprawdaż? Niestety, nie mieliśmy odpowiednio dużego słoja. Ani formaliny. Cieszę się więc, że poznajesz chrześniaka. To rezydent Woodsa w Nowym Yorku, czy może się mylę?
Jose zacisnął usta.
- Spokojnie, Gomez sam mi to wyznał. Gdzieś w okolicach osiemnastego gwoździa...
O’Toole ponownie sięgnął do skrzynki. Tym razem wyciągnął zakrwawiony młotek.
- Tak właśnie definiuję poważną rozmowę.
Jose tylko przełknął ślinę.
- Więc jeszcze raz. Gdzie jest Jacqueline Denton? Może nosić inne nazwisko. Skup się. Jest dość wysoka i szczupła. Brunetka, ale mogła zmienić kolor włosów. Zdrowe zęby, brązowe oczy, niezłe cycki. Mały tatuaż skorpiona na lewym ramieniu. Blizna po operacji. O, tutaj. Mówi z jankeskim akcentem. Widziałeś ją?
Odpowiedzią było tylko nerwowe kręcenie głową.
- Znowu kłamiesz. Nie cierpię kłamców. Ale dam ci ostatnią szansę. Jeśli powiesz mi wszystko co chcę wiedzieć, zaoszczędzę ci bólu. Wiele bólu. Opowiedz mi o Jacqueline, o tej zimnokrwistej kurwie, mojej byłej synowej. Nie chcę cię mieszać w moje rodzinne sprawy, ale potrzebuję paru informacji. Kiedy tu przyjechała? Gdzie teraz jest?
Jose splunął.
- Mam powód, by ścigać Jacqueline. I to ważny powód, panie Rubio. Własnoręcznie wyciągnąłem tę sukę z karbonitu. Dwa lata temu znaleźliśmy ją blisko Molochowa, w jakimś bunkrze. Było tam dziesięć zamieszkałych lodówek. Żal było zostawiać ludzi na pastwę tostera, więc postanowiliśmy działać. Dehibernację przeżyło tylko sześć, po kilku miesiącach pozostało tylko dwoje - ona i niejaki Hwong. On był specjalistą od bakteriofagów, ona elektronicznym magiem. On zginął w głupiej strzelaninie z Meksami, ona wyszła za mojego syna. Gdybym wiedział jak się skończy to małżeństwo, odłączyłbym zasilanie jej hibernatora. Ale wtedy byłem zadowolony - Jacqueline była dobrą partią - twarda babka, do tego atrakcyjna, zdrowa i wykształcona. Czego chcieć więcej. Cóż, człowiek uczy się na błędach. Trzy miesiące temu Denton stwierdziła, że przypomniała sobie o miejscu sprzed wojny - o schronie z dużym podziemnym labo, gdzie miały być tony medycznego sprzętu. Wraz z moim synem skrzyknęła ekipę speców i najemników. Mieliśmy się spotkać w Alba, ale spóźniłem się cztery dni (pieprzone Młoty z Pustkowi) i od tego czasu idę tylko po jej śladach. W końcu trafiłem na stos trupów. Denton otruła całą ekipę, a dla pewności władowała każdemu nóż w serce. Pozostawiła ciała na pustyni. Przeżył tylko Numb - ale tylko dlatego, że ma dwa serca, a użyta neurotoksyna spowolniła jego metabolizm na tyle, że się nie wykrwawił. Znalazłem nadjedzone przez sępy ciało syna. Wciąż zaciskał w ręku kosmyk włosów tej dziwki. Płakałem gdy grzebałem jego ciało pośrodku pustkowia i gdy obiecywałem, że pomszczę śmierć jedynego dziecka. Choćby to miała być ostatnia rzecz jakiej dokonam w życiu. Nawet gdybym sam miał skończyć w piekle, Jacqueline pozna je dokładnie jeszcze za życia. Potem ruszyłem dalej - przecież każda stracona godzina oddalała mnie od celu. Nieco później spotkałem ludzi, którym Denton obiecała sprzedać znaleziska, a brzydko ich wykiwała. Szybko znaleźliśmy wspólny język i zaczęliśmy działać razem. W Nowym Jorku prawie ją dopadliśmy, nawiała zaraz po tym jak skontaktowała się z Gomezem. Teraz nie pozwolę jej już uciec. Bardzo zależy mi na twoich szczerych odpowiedziach. Niczego tak nie pragnę. Jeśli nie będziesz rozsądny, to pozwolę ci to odczuć. Gdzie jest Denton?
Odpowiedzią było kolejne splunięcie.
- Jak sobie chcesz...
21 gwoździ później O’Toole wyszedł z piwnicy, starł rękawem krew z twarzy i jednym haustem dokończył butelkę. Potem zwymiotował.
- Doktorze O’Toole, wszystko w porządku? - postać w kamuflującym mundurze bezszelestnie stanęła tuż obok.
- Nic nie jest w porządku, Davidoff.
- Ale pytam o nasze sprawy, doktorze.
- Możesz zameldować szefowi, że znaleźliśmy ten towar, który mój syn wyciągnął ze schronu 131. Cały komplet, wszystkie dwanaście skrzyń. Niestety, Woods już położył swoje łapska na tych skarbach. Trzymają je w mieście, w starym magazynie obok knajpy Edwarda. Może nie być tak łatwo je odzyskać. Dobrze tego pilnują.
- To już nasze zmartwienie, doktorze. Dziękuję, dobrze się pan spisał - twarz pod maskującą farbą rozpromieniła się w uśmiechu.
- Cała "przyjemność" po mojej stronie - warknął O’Toole.
- Doktorze, czy jest pan pewien tych informacji? Nie trzeba ich sprawdzić?
- Gdybym tylko znalazł i usunął w porę te zabezpieczenia, które wszczepia wam Alluvach, to wydusiłbym z ciebie co je na śniadanie ten nasz mechaniczny doktorek. Żaden człowiek nie skłamie gdy poważnie z nim porozmawiam.
- Wystarczy, że zada pan parę przygważdżających pytań?
O'Toole uśmiechnął się ponuro.
- I pomyśleć, że większość swojego życia poświęciłem aby leczyć ludzi. Jeszcze trzy miesiące temu nie pomyślałbym nawet, że mógłbym świadomie okaleczać i zadawać ból. To przez Denton łamię większość swoich zasad, to przez nią stałem się potworem. Ale czas wyrównania rachunków nadchodzi.



»Tekst zajął II miejsce w konkursie Neurokoncepcja


Tomakon.
komentarz[3] |

Komentarze do "Jacqueline Denton"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.017300 sek. pg: