..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Chicago: Wojna




Naszą historię zaczniemy od najbarwniejszych dla Chicago lat. Czemu najbarwniejszych? Zaręczam ci, nie ma chyba w całych Stanach miasta, które płonęło tak długo i którego łuna rozświetlała horyzont przez niemal cały okres Zagłady. Waszyngton zniknął nagle, zmieciony w pierwszych godzinach wojny jednym, precyzyjnym atakiem termojądrowym. Dosłownie wyparował, wraz ze wszystkimi mieszkańcami, połową rządu USA i nieodżałowanym Pentagonem. Wtedy w całym Chicago ludzie spali jeszcze spokojnie, oczekując kolejnego szarego dnia. Zbudziły ich dopiero pierwsze syreny alarmowe, wyjące i rozpaczliwie próbujące zagłuszyć huk spadających bomb.

Tak, bomb. Nie atomówek, nie transkontynentalnych głowic strategicznych, nie tych cholernych bliskowschodnich Szerszeni, które mimo śmiesznej - w porównaniu z zachodnim arsenałem atomowym siły ognia - całymi chmarami spadały na resztę Stanów. Pierwsze bomby jakie spadły na Chicago pochodziły z arsenału konwencjonalnego. Burzące, zapalające, kasetowe - ciężkie tony tego gówna wbijały się w miasto. Kto je zrzucał? Nie, nie Moloch. To Kanadyjczycy rzucili na północne Stany wszystko co mieli w magazynach. Dziś wiemy, że to nie był akt agresji - im wydawało się, że to obrona. Już na samym początku wojny ich dowództwo przestało istnieć - wszystko to sprawka Molocha. Wysyłał on całe eskadry bombowców z baz, używając armii Kanady jak kurczaka z obciętą głową - śląc do walki z USA, wyniszczając obie strony, a samemu szykując się do ostatecznego uderzenia. Na północy panował coraz większy chaos, Maszyna rosła w siłę, a granica Stanów z Kanadą zamieniła się w jedno wielkie pogorzelisko. Gdy skończyły się bombardowania, w ruch poszła broń rakietowa - Nowy Jork i Waszyngton już dawno leżały zgruzowane atomem, a w nas ciągle grzano jak do kaczek z broni konwencjonalnej, burząc całą konglomerację, kawałek po kawałku. Alarmy rozlegały się raz po raz, ludzie uciekali na przedmieścia, do Skokie, Addison, wszędzie gdzie organizowała się rozproszona armia oraz wystraszeni cywile. Kiedy naloty i bombardowania ucichły, próbowali przygotować się na powrót do miasta. I właśnie wtedy zaczęło się piekło - nastąpił atak atomowy. Najpierw zaobserwowano dziwną eksplozję w centrum miasta - nagły błysk i szybko wytłumiona fala uderzeniowa - walnęło gdzieś w okolice portu, tego możemy być dziś pewni. W parę dni potem spadły kolejne głowice, tym razem na przedmieścia, prosto na głowy setek tysięcy uciekinierów. Dzisiaj, Skokie i Addison to dwa wielkie leje, że nie wspomnę o pozostałych okolicach. Wszyscy ci, którzy ocaleli od zwykłych bombardowań szukając schronienia za miastem, zginęli. Reszta wybrała jedyne rozsądne w tej sytuacji rozwiązanie - ucieczkę. Przed wojną Chicago liczyło sobie niemal osiem milionów ludzi. Gdy uciekinierzy w panice ewakuowali się z terenu całej konurbacji, ciemnych, skulonych sylwetek, które opuszczały swój dom żegnani łuną szalejących burz ogniowych, było niespełna pół miliona. Większość z nich nie wróciła tam już nigdy.

Miasto płonęło, trawione ogniem kolejnego wielkiego pożaru, który tak jak ten sprzed wieków miał nadać mu nowe oblicze. Wytrawione pożarami i radiacją miało już wkrótce stać się ponownie domem dla wszystkich tych, którzy mieli powrócić, a także dla tych, którzy zostali. Bo byli i tacy - starzy i chorzy ludzie, czarna i latynoska biedota, wreszcie kompletni desperaci - wszyscy oni zostali, nie mając już nic do stracenia. Pozostawiono ich na pastwę szalejących wirusów, radiacji oraz ognia, który z każdym dniem pochłaniał kolejne kawałki miasta. Bomby nadal spadały, a syreny wyły.

Wycie syren towarzyszyło naszemu miastu od samego początku, przez długie miesiące, chociaż z każdym kolejnym bombardowaniem dało się ich słyszeć coraz mniej. Przerażający skowyt niósł się po pustych ulicach, dogasających zgliszczach, docierał do podziemnych schronów, piwnic, barykad na liniach metra i do każdego domu, w którym jeszcze mieszkali ludzie. W Chicago do dzisiaj rozbrzmiewają echa tych odgłosów. Wyjdź wieczorem na ulicę, wsłuchaj się w ciszę miasta. To syreny wyją i będą wyć do końca jego istnienia. Nikt z tych, którzy musieli ich słuchać całymi miesiącami, nie zapomni tego do końca życia. Jednostajna muzyka umierającego miasta. Niewielu doczekało chwili, gdy wreszcie zapanowała cisza. Jedyna ocalała syrena w mieście - na szczycie Sears Tower - ucichła jako ostatnia. W ten sposób dane było jej obwieścić ludziom, że już po wszystkim. Że czas wracać - do domu.


The_Ezekiel
komentarz[22] |

Komentarze do "Chicago - Historia"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.018193 sek. pg: