>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Sprawiedliwość Pogranicza
Zgrzyt... zgrzyt... zgrzyt... Nieprzyjemny, metaliczny dźwięk rozlegał się wewnątrz zniszczonego, drewnianego domku. Poniszczone meble zalegały podłogi, a poburzone wewnętrzne ścianki zmieniły całe wnętrze w jedną dużą salę. Światło słoneczne wpadało przez dziury w górnych partiach domu oraz przez powybijane okna w dachu. Jedyne co odróżniało ten dom od amerykańskiego ‘’domku z kart”, to trzy betonowo-ceglane kolumny podtrzymujące mocny dach. Zapewne tylko dzięki temu nie został on przez nic zmieciony w ciągu tych wszystkich lat. Usłyszawszy po raz kolejny ten metaliczny dźwięk, Max skrzywił się i otworzył oczy. Zmrużył je zaraz i pokręcił głową, chcąc się w pełni dobudzić. Spróbował przetrzeć oczy ręką, ale coś zaklekotało metalicznie i odkrył, że nie jest w stanie tego zrobić. Co więcej ręce miał wykręcone do góry i bolały go mocno.
- Co jest? – zajęczał i spojrzał w górę. Pordzewiały, policyjny łańcuch i kajdanki oplatały jego nadgarstki i metr nad nimi były przymocowane do grubego klucha wmontowanego w filar. Krwawe kręgi na przegubach świadczyły, że musiał jakiś czas wisieć w tej pozycji. Wyprostował się więc szybko, stając pewnie na prostych nogach. Ból zmalał, ale nieznacznie. Rozejrzał się uważnie do koła i dostrzegł, że przy dwóch pozostałych filarach wisieli jego kumple, Alex i Jeremiah. Byli skrępowani identycznymi łańcuchami, choć przy czarnoskórym Alexie, który z nich wszystkich był najtęższy, łańcuch był najlepiej utrzymany, nieomal lśniący. Natomiast w kącie, parę metrów od nich, przykute zwykłymi kajdankami do masywnego, starego pieca leżały na podłodze Natia i Emma. Obie blondynki miały na twarzach ślady po silnym ciosie.
- Obudźcie się, kurwa! – zawył Max – Mamy przesrane, ruszcie dupy!
Dwaj mężczyźni ocknęli się pierwsi. Wspomagani przez przekleństwa kumpla doszli szybko do siebie również dając odpocząć obolałym rękom.
- Max? – spytał Jeremiah ze swoim szybkim detroickim akcentem – Co jest, do kurwy nędzy? Co się dzieje?
- A skąd ja mam kurwa wiedzieć, durny zasrańcu? – odburknął mu ze złością – Tkwię w tym samym gównie.
- Co pamiętacie ostatniego? – spytał szybko, zimnym, uspokajającym tonem Alex. Nie byli nigdy w stanie rozpoznać jego akcentu, wiedzieli jednak, że pasuje on do kogoś mającego atletyczną sylwetkę, dwieście dwadzieścia funtów wagi i prawie siedem stóp wzrostu.
Zmotywowani jego pytaniem wytężyli szare komórki próbując sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia.
- Hmm... To jak piliśmy z tym wielkim Polaczkiem – powiedział w końcu Max.
- Tak, dokładnie, chyba w ogóle nic nie ruszało tego zasrańca, ile on piw wypił? Siedem? – zawtórował mu Jeremaiach potrząsając szybko łysą głową przez co przypominał myszy albo wiewiórki z niektórych kreskówek. Miał nawet wydatny nos i odstające uszy.
- Ja również jego pamiętam ostatniego – zakończył Murzyn, kompletnie ignorując pytanie kumpla. Max szybko dodał dwa do dwóch.
- To znaczy, że albo on nas udupił albo tak się schlaliśmy, że udupił nas ktoś inny.
- A co tu robią te lachy? – spytał Jeremiah patrząc na nie. Pozostali spojrzeli po sobie i jedynie wzruszyli ramionami, co wywołało u Maxa syk bólu. Alex zacisnął tylko mocniej szczęki. Kobiety jakby przeczuwając, że o nich mowa zaczęły się poruszać, próbując dojść do siebie.
- Pobudka dziewczyny! – wrzasnął Max – Musimy się zbierać z tego pierdla!
Powiedziawszy to, zebrał całą swoją siłę i szarpnął za łańcuch. Nie licząc intensywniejszego bólu nie osiągnął nic. Niezrażony tym począł próbować dalej, kumple dołączyli zaś do niego.
- Nie trudźcie się – dobiegło nagle z cienia poza plamami światła, czemu towarzyszył kolejny nieprzyjemny, metaliczny zgrzyt. Głos był głęboki i miał wyraźnie wyczuwalny obcy akcent. Wszyscy wraz z kobietami, które się już ocknęły, wlepili wzrok w miejsce, z którego dochodził. Ze stukotem ciężkich buciorów z mroku wyłonił się potężnie zbudowany mężczyzna. Był znacznie niższy od Alexa, na oko o ponad stopę, ale mocna, muskularna sylwetka z szerokimi barami i wąskim pasem sugerowała wagę w okolicy nawet dwustu pięćdziesięciu funtów. Znoszone, wyblakłe dżinsy były ściągnięte mocnym pasem z czarną, dekorowaną klamrą. Czarny, bawełniany, wyglądający na nowy podkoszulek który nosił, miał duże logo Sił Specjalnych US Army wzmocnione czaszką, wężem, sztyletem i strzałami. Był co najmniej o rozmiar za mały, jednak w przypadku tego mężczyzny nie było to zaskakujące. Ciemne, długie włosy miał zebrane razem na karku, a zarost okalający usta wizualnie wydłużał szeroką, owalną twarz. Skuci mężczyźni rozpoznali w nim osobę, z którą ostatnio piły, kobiety zaś faceta, który pozbawił je przytomności.
- Czego, kurwa?! Ty popierdoleńcu, wypuść nas! Urwę ci jaja, kutasie! Ty zasrańcu! – plątanina wyzwisk i krzyków uderzyła w ciemnowłosego od razu, on jednak zupełnie się tym nie przejmując, przyłożył wojskowy nóż Ka-Bar do sporego płaskiego kamienia i krawędzią tnącą przejechał po nim z metalicznym zgrzytem. Widząc, że są ignorowani, krzykacze zamilkli. Alex, który nie dołączył do przeklinania spojrzał z góry na wolnego mężczyznę i spytał z niezmąconym spokojem:
- Czego od nas chcesz?
- Od was? Niczego – odpowiedział zapytany, wzruszając ramionami, po czym wskazał po nich oględnym ruchem ręki, w której trzymał nóż – Co potrzebowałem, już zebrałem.
- O co ci chodzi, skurwysynu? – warknął Jeremiah. Ciemnowłosy ruszył w jego stronę i zbliżywszy się na metr, kopnął go w brzuch. Chudy łysielec stęknął z bólu, kiedy uszło z niego powietrze i pojękując zwiesił się na łańcuchach.
- Gówno ci do mojej matki – rzucił ciemnowłosy spokojnie i pomału zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Zapłacimy ci więcej niż ten, kto nasłał cię na nas – powiedział Max szybko łącząc fakty – Nie jesteś jakimś durnym świrem, a przynajmniej nie sądzę, abyś był. Ktoś więc cię na nas nakręcił...
- Tam skąd pochodzę, takie gówno jak wy usuwa się w czynie społecznym – usłyszał w odpowiedzi – Zapłatę otrzymam tylko jako rekompensatę tego, iż sam nie będę mógł was ubić zgodnie z tradycją...
Mężczyźni szarpnęli ponownie za łańcuchy w akcie desperacji. Podobnie jak wcześniej, jedynym efektem był większy ból w rękach. Kobiety się nie wyrywały, wodziły tylko wzrokiem zaszczutych zwierząt za sprawcą ich uwięzienia. On zaś spokojnie kilka razy przesunął ostrzem noża po kamieniu. Były już w nim porządne wcięcia.
- Powiedz nam chociaż, za co mamy ginąć! – krzyknął Max z mieszaniną przerażenia i wściekłości. Ciemnowłosy pokręcił tylko głową, krzywiąc się z obrzydzenia.
- Nawet nie pamiętacie... – wskazał ręką na otoczenie – Rozejrzyjcie się głąby. Nie kojarzycie tego miejsca?
Więźniowie rozejrzeli się uważnie wysilając szare komórki, ale nic się im nie skojarzyło. Widząc ich puste spojrzenia pokręcił tylko głową z zażenowaniem.
- Kilka lat temu, może z pięć, może więcej, wy trzej i te wasze dwie suki złapaliście dwie osoby parę kilometrów od pobliskiego miasteczka. Rudowłosą dziewczynę i jej młodszego brata. Przywieźliście ich tutaj i zabawiliście się przez dwa dni. Chłopak nie przeżył tego, jak te dziwki go zgwałciły. Dziewczyna była starsza i choć zostawiliście ją porozrywaną na śmierć, nie umarła. Powiedziała, że przy życiu utrzymała ją tylko nadzieja, że kiedyś was dopadnie.
- Wierzysz jakiejś głupiej, małomiejskiej, chorej kurwie? – Alex spytał od razu, choć wyraźnie było widać, że traci nad sobą panowanie. Strach zaczął w końcu dochodzić nawet do niego.
- Tak, wierzę jej – odparł mu rozmówca – Nie zabijam jednak ludzi z powodu wiary. Jak myślisz, czemu piłem z takimi zasrańcami jak wy? Stajecie się śmiesznie rozmowni po tych kilku sikach komara, które nazywacie piwem. Kilka naprowadzających pytań i opowiedzieliście mi, jak to sobie „dogodziliście z jakąś wiejską lalą, co to zgarnęliście ją i jej braciaka nieomal spod domu”. Wasze słowa.
- Z nami nie rozmawiałeś, skąd wiesz, że w naszej sprawie ta kurwa nie kłamała? – spytała szybko Natia.
Okolone zarostem usta Polaka rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy wskazał trzech mężczyzn przy słupach i powiedział:
- Bardzo rozmowni...
Cała piątka zbladła jeszcze bardziej, nawet Alex. Jego wcześniej spokojną twarz rosił teraz zimny pot. Usilnie szukał drogi wyjścia stąd, ale jej nie dostrzegał. Jego kompani zaczęli się znowu szarpać, murzyn był jednak na tyle inteligentny, aby wiedzieć, że nie zerwą łańcuchów. Ciemnowłosy zareaguje zaś, jeśli spróbują czegoś innego. Gdyby jednak jakoś zająć jego uwagę na jakiś czas, tylko jak...
Nagle rozległo się pukanie w drewnianą ścianę. Było ciche, ale w pustym pomieszczeniu dobrze słyszalne. Polak uśmiechnął się ponownie wstając sprężyście.
- To chyba do was – powiedział ruszając do drzwi. Jak tylko się odwrócił, Alex dostrzegł swoją szansę. Wyciągnął maksymalnie palce, składając je razem tak, aby miały jak najmniejszy obwód i przytrzymując obręcz kajdan drugą, zaczął wyciągać dłoń. Wiedział, że zapłaci za to słono w bólu i krwi, ale dzięki temu miał nadzieję ujść z życiem. Ciemnowłosy w tym czasie doszedł do drzwi budynku i otworzył je na oścież. Rudowłosa dziewczyna, z twarzą poznaczoną zawijasami blizn od noża weszła do środka. Była drobnej, ale żylastej budowy, a jej strój był prosty i wygodny. Był stosunkowo czysty, co najpewniej znaczyło, że znalazła go niedawno.
- Wszystko gotowe – powiedział wskazując za siebie kciukiem na pochwyconych ludzi. Dziewczyna ruchem głowy również wskazała na wnętrze. Mężczyzna odwrócił się akurat, kiedy Alex wysunął dłoń prawie do połowy, obficie krwawiącą z miejsc gdzie ciało zostało oddarte przez kajdany.
- Skubaniec – mruknął Polak i zamachnął się trzymanym w dłoni kamieniem. Trafił murzyna prosto w czoło i gwałciciel zawisł bez zmysłów w okowach.
- Kurwa jego mać – Max i Jeremiah zawyli jednocześnie, Natia krzyknęła głośno, a Emma warknęła wściekle szarpiąc się w swoich więzach. Rudowłosa popatrzyła na ciemnowłosego pytająco, on jednak tylko pokręcił głową.
- Raczej przeżył, to chyba twardy gość, wytrzyma długo – powiedział. Dziewczyna kiwnęła głową i podała mu stojącą do tej pory za drzwiami dużą, wyblakłą, sportową torbę. Polak zważył ją w ręku. Ważyła dobre trzydzieści funtów. Uśmiechnął się więc tylko, zarzucając ją na ramię. Podrzuciwszy w ręku Ka-Bara złapał go za ostrze i skierował rękojeść w stronę dziewczyny.
- Stępiłem go trochę, nie umrą tak szybko – oznajmił. Dziewczyna skinęła ujmując go wprawnie. Mężczyzna dostrzegł w jej oczach zapowiedź tego, co czekało jej dawnych oprawców. Nie zdołał powstrzymać pełnego satysfakcji uśmiechu.
- Baw się dobrze – rzucił jeszcze na pożegnanie, kiedy rudowłosa go minęła, następnie zaś wyszedł z budynku, zamykając za sobą drzwi. Dzień był w miarę chłodny, było mniej niż osiemdziesiąt stopni, chłodny wiatr nie wiał jednak zbyt mocno. Ciemnowłosy podszedł pomału do zaparkowanego kilkanaście jardów dalej samochodu. Czerwono-czarny Plymouth GTX z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku stał dumnie w popołudniowym, czerwonym słońcu. Duże koła z głębokim bieżnikiem sprawiały wrażenie jakby zdjęto je z traktora zaś przynitowane do karoserii metalowe pasy wzmacniające jasno dowodziły, że został przystosowany do współczesnych wymagań. Mężczyzna usiadł wygodnie na nagrzanej od słońca masce, obok masywnego wlotu powietrza. Zdjął torbę z ramienia, rozsunął zamek błyskawiczny i zajrzał do środka. Zgromadzonych tam rzeczy było więcej niż umawiał się ze zleceniodawczynią, nie chciał jednak teraz z nią o tym dyskutować. Wzruszył więc ramionami, uznając swój zysk i zabrał się, za przeglądanie tego, co zarobił. Szybko wyjął paczkę papierosów i benzynową zapalniczkę. Nie było to Zippo, ale jak sprawdził miała nad większością z nich największą współcześnie przewagę – działała. Złapał więc szybko za duży, pożółkły już trochę karton papierosów, rozdarł go i wydobył jedną paczkę, którą szybko otworzył. Stary Lucky Strike zakopcił niemiłosiernie, Polak zaciągnął się jednak z lubością. Zdawało mu się, że minęły wieki, od kiedy palił ostatnio.
Był mniej więcej w połowie papierosa, kiedy z budynku dobiegł pierwszy krzyk bólu. Uśmiechnął się lekko, złapał jednak torbę i wrzuciwszy ją na siedzenie pasażera, sam rozsiadł się wygodnie za kierownicą. Czuł moralną satysfakcję domyślając się, co czeka teraz tamtą piątkę, ale nie zamierzał siedzieć i słuchać. Pobudzony przekręceniem kluczyka kilkulitrowy silnik warknął głośno w sposób typowy dla amerykańskich mięśni, mężczyzna zaś otworzył okno ruszając w stronę jezdni. Gdyby tego nie zrobił, po chwili wnętrze pojazdu byłoby pełne dymu. Jezdnia była w niezłym stanie, dzięki czemu spokojnie rozkręcił GTX do pięćdziesięciu mil na godzinę, po czym rozsiadł się wygodniej, pozwalając odprężyć ciału i umysłowi. W tych czasach nie musiał się martwić o drogówkę czy ruch z przeciwka.
Kilkadziesiąt mil dalej na zachód teren był bardziej górzysty. Nie był to żaden łańcuch górski czy coś takiego, wyglądało raczej na zgrupowanie pagórków, w niektórych jednak miejscach powstały nieprzyjemne zbocza i urwiska obok drogi. Nie były specjalnie wysokie, raptem parę jardów, ale upadek z tej wysokości, czy nawet dachowanie byłoby nader nieprzyjemne. Ciemnowłosy kończył właśnie drugiego papierosa, kiedy nagle pewien charakterystyczny dźwięk przykuł jego uwagę. Wystrzał z czegoś ciężkiego, choć odległy przebił się nad warczenie silnika. Po dwóch kolejnych zdołał ustalić kierunek i odległość. Zmniejszała się. Mężczyzna skręcił więc z jezdni, zatrzymując samochód na skraju jednego z urwisk. Osiemnaście jardów niżej ciągnęła się w miarę równoległa nitka asfaltu, a dzięki temu, że zbocze miało w tym miejscu kształt litery U w jej dolnym punkcie, ciemnowłosy miał ładny widok na spory jej kawałek. Od razu dostrzegł grupę ścigających się motocykli. Błyskawicznie opadł na ziemię i osłaniając oczy dłonią zaczął przyglądać się całemu przedstawieniu. W miarę tego jak zbliżali się do niego, dostrzegał coraz więcej detali. Jeźdźców było dziewięciu, jechali zaś zarówno na chopperach jak i cruiserach. Pierwszym była kobieta jadąca na złoto-czarnym cruiserze. Miała na sobie niebieskie, dżinsowe spodnie i brązową skórzaną kurtkę. Długie czarne włosy wystające spod hełmu rozwiewał pęd powietrza. To ją usłyszał. Zaczął się przyglądać akurat na czas, aby zobaczyć jak odwraca się do tyłu i wypala z jakiegoś ciężkiego rewolweru. Mimo że prowadziła ciężki motocykl tylko jedną ręką, nie zachwiała się nawet przy wystrzale. Polak kiwnął głową z uznaniem dla jej umiejętności. Pozostali byli mężczyznami i bez wątpienia ścigali ją. Pistolety pół-automatyczne i maszynowe w ich rękach pruły w jej stronę, kobieta jednak wprawnie robiła uniki jak tylko złapała kierownicę oburącz. Mężczyzna przyglądał się jeszcze chwilę, dopóki nie dostrzegł na szybie jednego ze ścigających motocykli prostacko namalowanego niebieskiego węża.
- Amerykańskie Żmije – mruknął, zrywając się i doskakując do samochodu. Miał już do czynienia z tym gangiem, choć był nowy. Od kiedy blisko rok temu w atomowym deszczu zmiotło Molocha liczba gangerów się potroiła. Jednym ruchem wskoczył na dach GTX i szybko zlustrował okolicę szukając zjazdu na trasę niżej. Dostrzegł dogodny mniej niż pół mili stąd. Złapawszy za krawędź dachu wskoczył od razu na siedzenie kierowcy i przekręcił kluczyk nim jeszcze zamknął drzwi. Ciężki silnik ryknął niczym rozsierdzony smok, zrywając ciężki pojazd do jazdy. Ciemnowłosy uchwycił mocniej kierownicę, kiedy mknący ze znaczną prędkością Plymouth skręcił na zjazd, a nagły spadek wysokości sprawił, że go na sekundę odciążyło. Moment później czerwono-czarny krążownik wpadł pomiędzy motocykle Żmii, jak pies pomiędzy koty. Polak pozwolił, aby zarzuciło mu tyłem samochodu przy wychodzeniu z zakrętu. Trafiony tylnym błotnikiem ganger przekoziołkował nad bagażnikiem, upadając z drugiej strony na popękany asfalt. Polak nie przejmował się tym, że samochód mógł ulec uszkodzeniu z powodu tego zderzenia. Należał wcześniej do detroickiego kuriera, który nieszczęśliwie skrócił drogę przez terytorium Szalonych Gringo. Daleko mu więc było do standardowego GTX z 1970-tego. Nie licząc pancernych szyb i silnika, który jeździ na wszystko, co jest podobne do benzyny, kurier wprowadził jeszcze jedną modyfikację, która bardzo się obecnemu właścicielowi podobała. Cały szkielet pojazdu wykonany był z tytanu, a w celu wyrównania masy dodano przynitowane pasy metalu na karoserii.
Dwaj gangersi, którzy znaleźli się za samochodem, w momencie jego wejścia na scenę o mało się nie wywrócili ze zdziwienia, szybko jednak się opanowali, przyśpieszając i szykując do strzału z trzymanych automatów. Ciemnowłosy uśmiechnął się tylko pod nosem, dając po hamulcach. Bliższy z motocyklistów nie zdążył nawet zareagować, nabijając się przednim kołem na twardy zderzak i wylatując z siodełka. Uderzył twarzą w tylną szybę zostawiając na niej tylko krwawy ślad i spadł z powrotem na jezdnię, gdy GTX przyśpieszył. Jego kompan próbował uniknąć zderzenia z koziołkującym motocyklem i wpadł na ciało jego kierowcy. Ganger nie zdołał już zapanować nad chopperem i również odpadł z jazdy.
- Jeszcze pięciu – mruknął ciemnowłosy zmieniając bieg i dociskając mocniej gaz. Nim jednak zdążył dojechać, kobieta ponownie odwróciła się do tyłu tym razem trzymając rewolwer w drugiej ręce i oddała trzy szybkie strzały. Ciężkie pociski zmiotły jednego ze ścigających, a jego kompan jadący obok stracił panowanie nad maszyną, próbując zrobić unik. Moment później Polak poczuł nieprzyjemne wstrząsy pod kołami.
- Trzech – poprawił się. Ganger jadący najdalej od dziewczyny musiał usłyszeć zderzenie motocykli z krążownikiem, bowiem odwrócił się zaraz, tak jak wcześniej dziewczyna i pistolet w jego rękach wypalił kilkakrotnie. Kiedy jedna z kul odbiła się od przedniej szyby, kierowca samochodu mruknął rozdrażniony. Szybkim ruchem zrzucił z przedniego siedzenia torbę otrzymaną od rudowłosej. Złapał z wprawą za rączkę jednego z leżących na nim pistoletów i wydobył go z kabury. Ujmując go w lewą dłoń wystawił za okno i zaczął celować. Olbrzymi, przerobiony w Gnieźnie Automag III miał tylko dwie zasadnicze wady. Tą, która miała znaczenie w tej chwili, był magazynek mieszczący tylko pięć pocisków, Polak postanowił więc dobrze wycelować. Nie był jednak leworęczny, w efekcie czego dopiero trzecia kula trafiła gangera. Siła uderzenia była taka, że wyrwała przestępcę z siodełka wyrzucając na dobre parę metrów przed pędzący motocykl. Ciemnowłosy zgrabnie wyminął nową przeszkodę.
- Grrr... – wyrwało mu się z gardła kiedy wyjeżdżając po chwili zza zakrętu dostrzegł, że pościg się skończył. Po kolejnej serii z automatu motocyklem kobiety zarzuciło mocno i straciła równowagę. Zdołała jeszcze zeskoczyć z maszyny, dzięki czemu ta nie przygniotła jej nogi, pęd rzucał nią jednak jak szmacianą lalką. Zatrzymała się dopiero kilkadziesiąt jardów dalej i legła bez ruchu. Gangerzy podjechali bliżej i zatrzymali się, zeskakując z motorów. Wymierzyli w kobietę broń automatyczną i odwrócili w stronę samochodu. Ciemnowłosy od razu zrozumiał o co chodzi, nacisnął więc na hamulec i z piskiem opon ustawił Plymoutha w poprzek drogi. Zgasił silnik z przyzwyczajenia i wyszarpnął drugiego Automaga. Otworzywszy drzwi jednym płynnym ruchem, wstał i obrócił się mierząc nad maską samochodu do obu motocyklistów. Dzieliło ich jakieś trzydzieści jardów.
- Podejrzewałem, że się zatrzymasz – rzucił ganger po lewej, postawny facet z potężnym mięśniem piwnym. Trzymany przez niego MP-40 mierzył w głowę leżącej. Jego kompan, przypominający niedźwiedzia dzięki posturze, wzroście i futrzanej kurcie z futra właśnie tego zwierzęcia, trzymał w dłoniach dwa Ingramy. Jednym mierzył w ciemnowłosego, drugim w kobietę. Odezwał się szybko:
- Odłóż teraz te przerośnięte Colty, albo twoja dziewczyna będzie miała wiele pępków więcej – miał nieprzyjemny, przepity głos, ciemnowłosy wyczuł jednak w nim zdenerwowanie.
- Ona nie jest moją dziewczyną – powiedział spokojnie odciągając kurki w obu pistoletach – Ale jeśli coś jej zrobisz, to zginiesz nim upadniesz na asfalt.
Gangerzy spojrzeli po sobie niepewnie.
- Słuchaj... – odezwał się pierwszy oblizując wargi – Do ciebie nic nie mamy, ale ta dziwka musi zginąć. Zabiła czterech z nas.
- To tym bardziej ją lubię – odparł Polak – Poza tym ja zabiłem dwunastu z was.
- Pieprzysz, nie było nas nawet tylu – odparł od razu niedźwiedzio-podobny. Ciemnowłosy uśmiechnął się tylko wrednie.
- Pamiętacie rozróbę w Sioux Falls cztery miesiące temu?
- To byłeś ty?! – grubas warknął wściekle i już miał wycelować w niego swój niemiecki automat, jednak kompan go powstrzymał.
- Ja – ciemnowłosy przyznał z uśmiechem – Na waszym miejscu byłbym teraz strasznie wkurzony, zwłaszcza że nie możecie mi nic zrobić. Mamy sytuację patową.
- Przestań pierdolić i przejdź do rzeczy – bąknął niedźwiedziowaty.
- Wy chcecie mi skopać tyłek, ja ocalić kobietę – padła rzeczowa odpowiedź – Odłóżmy więc spluwy i załatwmy to po staremu. Ja jeden na was dwóch.
- Ty odkładasz pierwszy! – krzyknęli niemal jednocześnie. Polak wzruszył ramionami.
- Proszę bardzo, nie próbujcie jednak żadnych głupich numerów – ostrzegł – Przy tych spluwach Desert Eagle to pistolet na wodę. Wali ona skutecznie na ponad sto sześćdziesiąt jardów i jest dość celna, abym ze stu trafił w coś tak małego jak wasze jaja.
Powiedziawszy to położył pistolety na dachu i pchnął trochę poza zasięg swoich rąk.
- Wasza kolej – rzucił. Mężczyźni popatrzyli po sobie i pomału odłożyli broń palną na asfalt, po czym ruszyli w stronę GTX. Grubas wydobył z pochwy przy pasie olbrzymią maczetę, jego kompan zaś szybko zdjął łańcuch, który służył mu za pasek do spodni.
- Więc walczymy ze sprzętem, tak? – ciemnowłosy uśmiechnął się rozbawiony i sięgnął po coś na tylne siedzenie. Długie na prawie trzy stopy i szerokie na blisko cztery cale ostrze Miecza Atlantów z filmu Conan Barbarzyńca, zalśniło krwawo w zachodzącym słońcu. Zobaczywszy je w rękach swojego przeciwnika, gangersi zatrzymali się na chwilę, niepewni. Ich przeciwnik w tym czasie, przeszedł po masce swojego samochodu leniwie obracając miecz w ręku, aby rozruszać nadgarstek. Nie było żadnej komendy do ataku ani nic takiego. Niedźwiedziowaty skoczył nagle okręcając uderzeniem, końcówkę łańcucha wokół ostrza przeciwnika. Szarpnął z całej siły chcąc mu je wyrwać. Zdziwił się nielicho, kiedy mu się nie udało, muskularny oponent momentalnie zaś odpowiedział tym samym. Łańcuch wyfrunął z dłoni gangera o mało go nie przewracając. Otyły kompan rozbrojonego postanowił skorzystać z okazji i zamachnął się swoją maczetą. Polak odskoczył unikając pędzącego ostrza i złapał zaraz lewą dłonią za trzymający maczetę nadgarstek. Szarpnięciem wykręcił ją tak, iż motocyklista musiał wysunąć rękę na całą długość. Ciemnowłosy uderzył z całej siły. Odrąbana w łokciu kończyna została mu w ręku, a jej były właściciel wyjąc zwalił się na asfalt w wodospadzie własnej krwi. Zobaczywszy to drugi ganger spanikował i skoczył w stronę pozostawionej na ziemi broni. Ciemnowłosy ujął tylko miecz oburącz i rzucił nim po zamachu zza głowy. Filmowy miecz obrócił się dwa razy w powietrzu i wbił w plecy biegnącego, powalając go na ziemię. Kierowca uśmiechnął się mimowolnie, ponownie uświadamiając sobie, jak świetną broń stworzono na potrzeby zwykłego filmu. No, w jego odczuciu może nie do końca zwykłego.
Podszedł powoli do ciała i wyszarpnął z niego broń, następnie zaś sprawdził, czy trafienie było śmiertelne. Było. Wytarł więc pobieżnie ostrze o ubranie zabitego i podszedł do kobiety. Leżała na plecach z zamkniętymi oczami. Polak od razu dostrzegł jednak, że jej piersi, całkiem zresztą spore i kształtne, unosiły się lekko i opadały w płytkim oddechu. A więc żyła. Kucnął obok niej, wyjmując dwa rewolwery z kabur na jej udach. Nie sądził, aby chciała, czy nawet mogła go teraz ustrzelić, wolał jednak nie ryzykować. Odkładając broń na asfalt, aby mieć wolne ręce rozpiął pasek kasku i zsunął go z niej. Delikatnie przekręcił jej głową w lewo i w prawo, brak chrobotu trących kości dowodził jednak, że kark miała cały. Na tyle szybko i jednocześnie delikatnie, przekręcił ją na brzuch i zdjął z niej kurtkę. Co prawda podręcznik pierwszej pomocy, z którego się uczył zabraniał tego robić w przypadku wypadku, zwłaszcza motocyklowego, ciemnowłosy wątpił jednak, aby znalazł gdzieś działający telefon, nie wspominając o kimkolwiek gotowym odpowiedzieć pod 911. Dlatego przesunął teraz pomału dłońmi wzdłuż kręgosłupa czarnowłosej oraz po tylnej i bocznej części jej klatki piersiowej. Nie było żadnych opuchlizn rosnących nieomal w oczach, wszystko wskazywało więc na to, że nie miała nic złamanego. Przynajmniej nie w istotnych miejscach. Pozostało mu jeszcze sprawdzić głowę. Skrzywił się, wyczuwając wilgoć na jej włosach. Skupił się na tym miejscu, w którym ją poczuł. Guz na boku jej głowy rósł szybko, z rozciętej skóry zaś leniwie sączyła się krew. Kask ocalił jej życie, nie mógł jednak zdziałać cudów. Od zdarcia większości skóry z ciała ocaliły ją mocne spodnie i kurtka, choć łokcie i kolana miała rozbite i krwawiły leniwie. Dżinsy na jej lewym biodrze były przetarte do tego stopnia, że nieomal na pewno doszło do uszkodzenia skóry pod tym, co z nich zostało oraz do zabrudzenia jej. Polak zorientował się, że wie już jak straci sporą ilość posiadanego przez siebie mocnego alkoholu.
Badając ją mimowolnie rejestrował detale dotyczące niej samej. Była starsza i wyższa od niego, ewentualnie tego samego wzrostu. Jasne ciało pokrywały zgrabne, mocne, choć drobne mięśnie. Włosy miała matowe, ale nadal miękkie w dotyku. Pozbawiona makijażu twarz z ładnie widocznymi kośćmi policzkowymi, zgrabnym nosem i pięknie wykrojonymi ustami uderzała urodą. Była piękna. Mężczyzna postanowił jednak póki co wyrzucić tę kwestię ze swojej świadomości. Ujął ją pod kolana i plecy i podniósł. Ważyła ze sto dwadzieścia funtów, nie było to jednak dla niego problemem. Przeniósł ją szybko i ułożył na fotelu, który uprzednio rozłożył. To samo zrobił z drugim z nich i wgramolił się do środka. Ze schowka wyjął pokaźną apteczkę i butelkę Wyborowej. Otworzył jedno i drugie układając w dogodnych miejscach.
Czekało go trochę pracy...
Zobacz też:
» Sprawiedliwość Pogranicza II: Powrót do domu
» Sprawiedliwość Pogranicza III: Róża
» Sprawiedliwość Pogranicza IV: Wśród wrogów
Wierzbowski. |
komentarz[53] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Sprawiedliwość Pogranicza [I]" |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|