>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
Miami
Tytuł | Miami | | Autor | Marcin Mortka, Marcin Blacha | Wydawca | Portal | Format | C5 | Ilość stron | 196 | Cena | 38 PLN | Ocena | 2/10 |
Dodatek do systemu Neuroshima, zatytułowany „Miami” to pierwszy tom tak zwanej trylogii bagiennej. Jest to także drugi, po „Detroit”, podręcznik przedstawiający dokładniej jedno z najważniejszych miejsc Zasranych Stanów Ameryki. Podchodziłem więc do lektury „Miami” z nadzieją, że będę miał okazję zapoznać się z naprawdę ciekawym, napisanym w dobrym neuroshimowym stylu tekstem. Tymczasem muszę niestety napisać, iż „Miami”, krótko mówiąc, ssie. Dlaczego? Tego dowiecie się z dalszej części mojej recenzji.
No, to zaczynamy. Na samym początku jest nawet dobrze. „Miami” wita nas naprawdę ładną i zachęcającą okładką, która ponownie wykonana jest przez Tomasza Jędruszka. Następnie mamy do czynienia z całkiem czytelną i zapewne przydatną mapką miasta, na dodatek nawet spis treści prezentuje się przyzwoicie. A potem zaczyna się koszmar. Autorów tych tekstów powinno się czym prędzej postawić przed sądem, a następnie dla dobrego przykładu, rozstrzelać. W sumie nie wiem nawet czy warto tracić czas na rozprawę – wyrok może być tylko jeden. Wielu z Was zakrzyknie pewnie „czemu?”. Już wyjaśniam.
Po pierwsze dlatego, że dodatek ten jest totalnie chaotyczny i kompletnie nie przemyślany. Kolejne partie tekstu są rozstrzelone i nie mają większego związku z tym, co przed chwilą się pojawiło. Co więcej, dużo rzeczy jest tu po prostu standardowych i mało oryginalnych. Żeby nie być gołosłownym, podam jakiś przykład. Będą nim opisy najważniejszych bossów Miami. O ile jeszcze ich nazwiska może uda mi się zapamiętać, o tyle z rozróżnieniem ich będę mieć poważny problem. Są oni po prostu do siebie dość podobni i niczym się z wielkiego tłumu czarnych charakterów nie wyróżniają.
Po drugie, „Miami” jest przeraźliwie nudne. Spowodowane jest to głównie beznadziejnym stylem, w jakim zostało napisane. W tekstach tych nie ma absolutnie nic porywającego. Odbiorca, zamiast czytać z wypiekami na twarzy, brnie dalej, byle jak najszybciej to skończyć i wziąć się za jakąś ciekawszą lekturę.
Po trzecie, chyba najważniejsze, podręcznik ten jest całkowicie pozbawiony tego specyficznego, fantastycznego klimatu i humoru, jaki jest charakterystyczny dla Neuroshimy. Wszystko to wygląda tak, jakby autorzy mieli kilka całkiem ciekawych pomysłów, ale nie potrafili tego przelać na papier. Sprawia to niestety, że zamiast delektować się lekturą, miałem wielką ochotę rzucić to w cholerę. No, ale wtedy nie mógłbym napisać tej recenzji.
Także niektóre dodatki są całkowicie nietrafione. Mam tu na myśli zarówno storylinię, która jest krótka i w zasadzie nic za sobą nie niesie, niczego nie zmienia, jak i pomysły na wykorzystanie czterech kolorów. Są one nudne i wyglądają jakby były pisane na siłę, a kiedy zobaczyłem, iż jeden z nich utrzymany jest w klimacie Indiany Jonesa, nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać.
Kolejną, dla mnie niezwykle ważną i duża wadą jest wręcz tragiczna korekta. Prawdę mówiąc, zastanawiam się czy w ogóle ktokolwiek to przeczytał zanim dodatek poszedł do druku. Niemal na każdej stronie można znaleźć błąd interpunkcyjny, ortograficzny lub jakąś literówkę. To po prostu woła o pomstę do nieba! Wszystkie te potknięcia sprawiają, że „Miami” czyta się jeszcze gorzej. Osobiście jestem na tym punkcie bardzo czuły, więc przez kwiatki typu „ktróy” mało mnie szlag nie trafił. Oczywiście podałem tylko jeden z wielu przykładów i to raczej z tych bardziej do przeżycia.
Czas na ilustracje. Nie mogę niestety o nich za dużo napisać, ponieważ w „Miami” ich praktycznie nie ma… Znajdziecie tu tylko obrazki poprzedzające nowe rozdziały i niektóre akapity. W zasadzie nie widać i tak ich nie widać za bardzo, bo nie przykuwają wzroku, są standardowe do bólu. Poza tym możecie tu obejrzeć ze dwie, albo trzy większe i może dwa razy więcej mniejszych grafik. I choć wykonane są one ładnie, to ni uratuje to przed tym, że również ten element zaliczę na minus. Po prostu, jak na prawie 200 stron, to nieco za mało.
Przyszła teraz pora na omówienie, he he, zalet. Do plusów zaliczyć mogę bardzo niewiele rzeczy. Poza wymienioną wcześniej ciekawą i ładną okładką oraz w miarę w miarę przejrzystą i przydatną mapką, napiszę że podobały mi się jeszcze ostatnie dwa rozdziały (czyli Zadania dla Graczy i Bestiariusz Florydy). Są one napisane zdecydowanie lepiej niż reszta tekstów i czyta się je naprawdę przyjemnie. Wygląda to trochę tak, jakby autorzy byli świadomi, że dają fanom niezłe gówno, więc postanowili na samym końcu dać coś w ramach przeprosin.
Oczywiście w żaden sposób nie ratuje to „Miami”, a jedynie wywołuje jeszcze większe rozczarowanie, że cały podręcznik nie jest stworzony na choćby takim poziomie jak ostatnie fragmenty. Dodatek ten miał za zadanie zaciekawić i zachęcić odbiorcę do jak najczęstszych odwiedzin stolicy Florydy, tymczasem wywołuje dokładnie odwrotną reakcję. Osobiście w najbliższym czasie nie chcę mieć z Miami nic wspólnego. Podsumowując już tę recenzję, muszę więc napisać, że podręcznik ten jest przeraźliwie nudny, beznadziejnie napisany, całkowicie pozbawiony klimatu oraz humoru i ogółem do dupy. Innymi słowy, „Miami” zdecydowanie ssie. Czyż nie?
Zalety:
-Ładna Okładka
-Fajna mapka miasta
-Dwa ostatnie rozdziały
Wady:
-Chaos i beznadziejny styl
-Zero klimatu i humoru
-Korekta, korekta, korekta!
-Słabe dodatki i ilustracje
-W ch** innych
Boromir. |
komentarz[78] | |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|