..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Junkman Side


Dead men lying on the bottom of the grave
Wondering when Savior comes
Is he gonna be saved
Maybe you're a sinner into your alternate life
Maybe you're a joker, maybe you deserve to die

They were crying when their sons left
God is wearing black
He's gone so far to find no hope
He's never coming back

They were crying when their sons left
All young men must go
He's come so far to find the truth
He's never going home

Young men standing on the top of their own graves
Wondering when Jesus comes
Are they gonna be saved
Cruelty to the winner, Bishop tells the King his lies
Maybe you're a mourner, maybe you deserve to die

They were crying when their sons left
God is wearing black
He's gone so far to find no hope
He's never coming back

They were crying when their sons left
All young men must go
He's come so far to find no truth
He's never going home

Welcome to the Soldier Side
Where there's no one here but me
People all grow up to die
There is no one here but me

Welcome to the Soldier Side
Where there's no one here but me
People on the soldier's side
There is no one here but me


Płytę z tą piosenką znalazłem trzy dni temu. Na Złomowisku - za miastem. Nieważne gdzie. Ważne, że uciekałem wtedy przed ludźmi Chow Chowa. W sumie to też nie jest ważne. Dla mnie największe znaczenie ma to, że przeżyłem. Złomowisko nie jest przyjazne dla ludzi, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Wracając do tematu.

Płyta leżała na biurku w jakimś zawalonym domu – pod ciężarem złomu złamała się ściana nośna, i cały budynek runął jak zdmuchnięty. Po tych kilkudziesięciu latach aż dziwne, że mebel zachował się w tak dobrym stanie. I tak nie dałbym rady go wynieść. Cieszę się tylko, że nie spotkałem dawnych mieszkańców domu – widziało się już dziwniejsze rzeczy, niż zmutowane trupy wstające z dna własnego grobu. Nieważne. Takie jest ryzyko zawodu – zbieracza – spotykanie różnych dziwnych rzeczy. To, że nic mnie nie zjadło, jest równie pomyślne, jak to, że przed granicą Złomowiska przydupasy lokalnego mafiozo jakby przyhamowały.

Nikt nie lubi tego terenu – wszyscy czekają aż przyjdzie Jezus i zbawi wszystkich, którzy muszą babrać się w tym syfie. Koniec kwestii.

Jakoś wróciłem do domu, i zabrałem się za uruchamianie zdartej do granic możliwości płyty. Po jakichś trzech godzinach przekleństw i narzekań przegrałem.

Wziąłem butelkę mojego samogonu, i poszedłem do lokalnego speca. Lubił babrać się takimi rzeczami. I miał do tego sprzęt. Znaliśmy się dosyć dobrze, gdyż przychodziłem do niego z niemal każdą elektroniką, którą znalazłem na coraz to głębszych poziomach Złomowiska. Po znajomości i alkoholu zrobiłby dla mnie większość spraw, z którymi do niego przychodziłem. W sumie kogo to obchodzi, co robią między sobą lokalny spec i poszukiwacz śmieci.

Ważne jest to że ktoś się zainteresował.

Kiedy Cass, bo tak spec miał na imię, skończył robotę, do jego szopy wpadli ludzie Chow Chowa. Zdarza się. Przecież nawet znajomy może cię wsypać. Ale nie o tym mowa. Cass zasługiwał na śmierć, jednak był moim znajomym. Bardziej niż na przykład ci, co po mnie przyszli. Dlatego wbiłem mu nóż w plecy dopiero wtedy, kiedy wydostaliśmy się żywi z zasadzki. Nieważne, kto ją zorganizował. Nieważne jak wyszliśmy. Lokalny spec nie żył. A ja siedziałem z płytą i odtwarzaczem jak głupi na skraju Złomowiska, i myślałem o tym, co się stało.

Ekipa C.C. stała już pewnie pod moją norą. Wszyscy oni płaczą, bo ich synek odszedł. Ale kogo to obchodzi.

Myliłem się. Nie stali pod moją norą. Przyszli po mnie. Sukinsyn Cassidy musiał im wygadać gdzie kończy się wyjście. Właściwie to było mi go żal. Do tej chwili. Trzeba było zbierać dupę i ruszyć się gdzieś. Miałem jeszcze jedną kryjówkę po drugiej stronie Złomowiska. Trzeba było się przejść spacerkiem przez pokłady metalu, gruzu, szkła, robactwa, mieć nadzieję, że robactwo nie zeżre ciebie, a pokusi się na innych.

Komu w drogę temu mafia na ogonie.

Najpierw byli zdziwieni, że pakuję się w środek syfu. No ale cóż – ja tę okolicę znałem, oni trochę mniej. Nie wiedzieli nic o chemicznych oparach, dlatego nie wzięli ze sobą masek przeciwgazowych. Ja jedną miałem przy sobie. Nie wiedzieli o siedlisku czarnej szarańczy, dlatego nie zabrali mięsa na odwrócenie uwagi. Ja wziąłem. Nie wiedzieli o gnieździe croats, dlatego nie wzięli miotacza płomieni.

Ja też nie wiedziałem, cholera. Wpakowałem się w sam środek stadka akurat wtedy, kiedy czatowało na lokalny odpowiednik jaszczurki. Bo i takową mamy. Kiedy rzuciły się na mnie, w myślach przywołałem tekst ledwo co poznanej piosenki „…People all grow up to die…” Szkoda. Każdy musi umrzeć.

Wtedy pierwszy raz podziękowałem C.C., że wysłał za mną grupę pościgową. Chłopcy wypadli z drugiej strony mini-kanionu, który tworzyły zawalony dach jednego z dawnych warsztatów i zwalone na kupę samochody po drugiej stronie. Stali wtedy na szczytach swoich własnych grobów.

Dali mi czas na ucieczkę.

Wtedy podziękowałem drugi raz.

I dopadłem drzwi swojej kryjówki. Naprawdę cieszyłem się z tego powodu. Tego dnia przyszedł Jezus i mnie zbawił. Dwa razy. Raz, kiedy Croats mnie zobaczyło. Drugi raz, kiedy musiałem uciekać, a ktoś odwrócił uwagę stada.

To był koniec jednego z dni.

Po ledwo przespanej nocy zwlokłem się i postanowiłem jakoś rozpocząć dzień. Moje ambitne palny zostały pokrzyżowane przed dwóch ludzi z grupy pościgowej. Cholera. Musieli się wyrwać stadu. C.C. łatwo nie odpuszcza. Po lufą wyprowadzili mnie ze zrujnowanego domu, który był moją kryjówką przez ostatnie kilka, być może kilkanaście godzin. Wciąż dźwięczały mi w uszach nuty piosenki z płyty. Było tam kilka słów o uratowanych i o martwych w grobach. W istocie. Byłem taki uratowanym. Wczoraj. Teraz miałem być martwy.

Nieważne.

„God is wearing black”… Akurat. Żadnego Boga ubranego na czarno nie widziałem tego ranka. Ale i tak było ciemno.

A potem umarli wstali z grobów.

/W opowiadaniu został użyty tekst z utworu "Solider's Side" zespołu S.O.A.D./


Cyrus.
komentarz[40] |

Komentarze do "Junkman Side"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.036617 sek. pg: