>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
|
|
|
- Wreszcie się obudziłaś.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Cztery dni. Spałaś jak zabita. - Przybliżył się i zaczął odwijać jej bandaże - Pokażę ci coś, mała.
- Zostaw!
Nie słuchał jej.
- Popatrz na to.
Vler zatkało. Gapiła się na własny brzuch, łydki, uda, piersi, dłonie. Skórę pokrywały dziesiątki rozległych, grubych strupów.
- Boże… - jęknęła cicho.
Łzy same popłynęły jej z oczu.
- Czego beczysz idiotko? Przecież prawie zgniłaś!
Vler rozpłakała się jeszcze bardziej, Nibir skamieniał. Patrzył na puchnącą twarz blondynki i nic nie rozumiał. Dziewczyna, która nie była jeszcze nawet w połowie zdrowa, trzęsła się od tłumionego szlochu. W całym swoim dwudziestoośmioletnim życiu szczur nie spotkał się z taką sytuacją. Nagle zrobiło mu się jej żal. Starał się ją uspokoić. Na próżno prosił, pocieszał, krzyczał i groził. Nie przestawała wyć.
- Jak ty w ogóle masz na imię, głupia dupo?
To proste pytanie otrzeźwiło ją na chwilę. Otarła zasmarkany nos.
- Vler.
- Ładnie. Nibir jestem.
Już miał zamiar odetchnąć z ulgą, kiedy ona ponownie ryknęła. Miał dość. Okręcił się na pięcie i uderzył ją pięścią w głowę. Upadła na swoje posłanie i natychmiast zapadła w sen.
Dni mijały. Początkowo dziewczyna uparcie milczała. Nie chciała jeść, marudziła, odtrącała nawet Ebokillera. Nibir uzbroił się w cierpliwość. Wreszcie bariera pękła. Vler zaczęła się odzywać, wstawała rozprostowując zesztywniałe mięśnie. Strupy schodziły. Jeden po drugim odpadały, zostawiając na skórze blade ślady, które z czasem zmieniały się w różowe blizny. Wieczorem siadali przy palenisku i gapili się na siebie, albo rozmawiali o niczym. Ona myślała, że stał się cud, że wreszcie uśmiechnęło się do niej szczęście, że znalazła towarzysza, a on zacierał ręce. Jeszcze tylko trochę i będzie mógł gwałcić ją do woli.
Siedziała w norze Nibira już ponad trzy tygodnie. Wyzdrowiała. Jedynym świadectwem męki jaką przeszła, były obrzydliwe blizny oplatające jej ciało. Nie znosiła ich. Krzywiła się za każdym razem, kiedy je widziała. Tego wieczora po raz setny wodziła palcami po oszpeconej skórze, siedząc przed kawałkiem lustra, podczas gdy jej wybawca szukał czegoś na zewnątrz. Nie miała w zwyczaju zwracać uwagi na czas jego powrotu, więc i tym razem nie zauważyła momentu, w którym wszedł do piwnicy. Wrzasnęła, kiedy zacisnął swoje brudne łapska na jej biuście drażniąc sutki. Zrobiło jej się słabo kiedy zaczął lizać jej szyję. Zabrakło jej tchu, gdy jego język znalazł się w jej ustach. Pot oblał jej ciało. Myślała, że zwymiotuje, coś przelewało się jej w żołądku, a on coraz bardziej przygniatał ją swoim ciężarem. Rozpiął rozporek. Poczuła twardy członek i aż zakrztusiła się z przerażenia. Łzy oślepiły ją, ślina dławiła. Nie mogła się ruszyć. Nibir wszedł w nią gwałtownie i szybko, sprawiając że znowu krzyknęła. Zasłonił jej usta dłonią. Stała się kukłą, usiłowała nie czuć i nie myśleć. Nie potrafiła.
Kiedy wreszcie skończył, usiadł i zapalił papierosa. Vler leżała słaba, cicha i skulona.
- Widzisz Vler, taka jest cena za mieszkanie u mnie, za moją opiekę i lekarstwa. Musiałaś zapłacić za to, co już dostałaś. Teraz daję ci wybór - albo zostajesz, albo wynoś się.
- Ty skurwysynu - wykrztusiła, zakrywając się koszulą.
- Jestem skurwysynem, ale to nie jest tematem dyskusji. Więc jak, mała?
Vler zagryzła zęby. Miała wszystkiego dość. Czuła się potwornie bezbronna. Mogła odejść, ale dokąd miałaby pójść? Nibir dawał jej przynajmniej jedzenie i dach nad głową. Od czasu, kiedy straciła rodziców była zdana na los. Tyle już przeszła, wycierpiała, chciała wreszcie to przerwać. Czas zająć się sobą. Szczur był sukinkotem i dobrze na tym wychodził. Może i ona powinna wyzbyć się skrupułów?
Wyprostowała się mimo silnego bólu w podbrzuszu.
- Będziesz mnie nadal karmić?
- Oczywiście, zagwarantuję ci wszystko. Cena to twoje ciało.
- Nieopłacalny interes.
- Jestem tylko mężczyzną. Mogę znaleźć, ukraść, kupić prawie wszystko… oprócz kobiety. Dla ciebie to czysty zysk. Decyduj.
- Zostaję.
Dziewczyna nie spała całą noc. Myślała. Była wściekła i upokorzona. Nie miała zamiaru być zabawką Nibira. Chciała stać się taka jak ojciec - silna, zdecydowana i odważna. Koniec bycia kruchą piętnastolatką. Szczur zasłużył sobie na jej złość i zemstę.
Obudziła się pierwsza. Nibir spał, pochrapując cicho. Założyła swój kombinezon i wyszła na ulicę. Chłód nocy jeszcze nie minął wywołując dreszcze. Nic się nie zmieniło od czasu, kiedy była tu ostatni raz. Rozejrzała się. Zlustrowała wzrokiem budynek, w którym mieszkali. Miał dwadzieścia jeden pięter. Wróciła do środka, chciała znaleźć schody. Kluczyła między poprzewracanymi biurkami i stertami aktówek. Wreszcie trafiła do obszernego holu. Całą posadzkę pokrywały odłamki szkła. Frontowa ściana chyliła się do środka, jakby nie była w stanie dłużej już znieść własnego ciężaru. Za okrągłą ladą, która kiedyś pewnie była recepcją, znajdowały się schody. Ogromne, metalowe, powykrzywiane. Vler przygryzła wargę. Nie wyglądały stabilnie, ale ona chciała dostać się na dach, więc nie miała wyjścia. Mozolnie, krok za krokiem, ostrożnie, wsłuchując się w każde, najmniejsze nawet skrzypnięcie, zaczęła wchodzić do góry. Wspinaczka zajęła jej prawie pół godziny. Kiedy otworzyła zardzewiałe drzwi prowadzące na dach, natychmiast oślepiło ją słońce. Ogromna pomarańczowa kula wznosiła się na wprost niej, zalewając wszystko dookoła blaskiem i ciepłem. Zachwyciła się, uśmiechnęła sama do siebie. Podeszła do krawędzi dachu i spojrzała w dół, dookoła. Znajdowała się w środku miejskiego cmentarzyska. Aż po horyzont ciągnęły się kamienne i stalowe konstrukcje. Poprzewracane, krzywe, zniszczone. W pomarańczowym świetle wschodu były piękne i nierealne. Dziewczyna wciągnęła do płuc powietrze, dłonie wsparła na biodrach. „Będziesz miał piękną śmierć, panie Nibir. Nauczysz się latać”. Odwróciła się i zaczęła wracać.
Szczur ciągle spał. Vler zajrzała do jego worka. Znalazła w nim dwie konserwy. Rozpaliła ogień i zagotowała wodę, wrzucając do niej puszki. Kiedy obrzydliwe mięso zrobiło się ciepłe postawiła je obok twarzy Nibira. Obudził się prawie natychmiast. Zachwycony pochłonął obie konserwy nawet nie patrząc na dziewczynę. Oblizał się i przeciągnął.
- Skąd to masz? - zapytała Vler.
- Co? Żarcie?
- Tak.
- Znalazłem.
- Takie świeże? Nadające się do jedzenia?
- To nie problem, jeśli wiesz gdzie szukać.
- To gdzie szukać?
- Coś ty taka ciekawska, co? - zapalił papierosa.
- Nie mogę wiedzieć?
Szczur westchnął i poprawił się na posłaniu. Vler przykucnęła obok, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
- To bardziej banalne niż myślisz. Tu w okolicy nie znajdziesz nic nadającego się do jedzenia. Cały sekret tkwi w tym, żeby wiedzieć do kogo się zwrócić.
- To tutaj ktoś jest? - dziewczyna szeroko otworzyła oczy, chciwie łowiąc każde słowo.
- Oczywiście, ale nie w tej części. Na północy miasta jest mała kolonia. Żyje tam niewielu ludzi i nie mają własnych farm, bo tu nic nie wyrośnie, ale za to mają lekarstwa. W tym mieście była fabryka farmaceutyczna. To prawdziwy skarb. Raz na tydzień przywożą im jedzenie, a ja sprzedaję wtedy to, co znalazłem i dostaję żarcie.
Dziewczyna milczała. Wiedziała już jak nie zginąć z głodu kiedy zabije Nibira i wiedziała też, że jest strasznie naiwny. Jej plan zaczynał stawać się coraz bardziej realny. Żeby szybko pozbyć się szczura, udała że jest zmęczona. Zwinęła się w kłębek i poczekała aż wyjdzie. Kiedy została sama, natychmiast zabrała się do przeszukiwania stert jego rupieci. Przerzucała garnki, kawałki blach, ubrania i setki innych niepotrzebnych rzeczy, klnąc przy tym i robiąc straszliwy hałas. Wśród niepotrzebnych szpargałów trafiła na kilka unikatów: srebrny zegarek, który działał, łom, porządnie wyglądającą zapalniczkę z dziwnym napisem „zippo”, fiolkę kropli żołądkowych i brzytwę. Zabrała wszystko, chowając do kieszeni.
Wieczorem starała się być miła. Pomogła mu zdjąć z pleców znaleziska, pomagała ugotować fasolę. Grzecznie i bez protestów rozebrała się i położyła na plecach. Znowu bolało, ale zacisnęła zęby, ściskając w dłoni, poprzez materiał kombinezonu, ostrze brzytwy.
Następnego dnia zerwała się na nogi, kiedy było jeszcze ciemno. Starając się nic nie przewrócić, po raz kolejny zabrała się za przygotowanie posiłku. Scenariusz powtórzył się. Nibir zadowolony z jej usłużności, zjadł wszystko i opuścił piwnicę.
Za trzecim razem Vler postanowiła posunąć się o krok do przodu. Do wrzątku wlała całą buteleczkę archaicznego lekarstwa. Potem z ogromną satysfakcją słuchała jęków chłopaka, który leżał na swoim posłaniu, blady i pokryty potem. Nie miał siły wstać. Mogła zabić go od razu, nie czekać, przeciąć gardło i patrzeć jak się wykrwawia. Wolała jednak pokazać mu, czym jest zawód, rozczarowanie, które doprowadza do szaleństwa. Uszykowała zimne okłady i siedziała przy nim z miną zatroskanego niewiniątka, w środku kipiąc z radości.
Sukienka była zdecydowanie za duża. Wisiała na Vler jak na strachu na wróble. Dziewczyna przeglądała się w lustrze. Czarna skóra, uformowana w króciutką mini, pasowała do jej blond włosów. Zdjęła buty. Nogi wciąż miała ładne. Uczesała się, umyła twarz, wydłubała brud spod paznokci. Jeszcze raz rzuciła okiem na siebie. Osiągnęła pożądany efekt, przynajmniej połowicznie. Pozostało czekanie. W kąciku piwnicy, w rozgrzebanej stercie szmat, z której przed dwoma dniami wydobyła ubranie, spoczywała brzytwa i zapalniczka, łom leżał na dachu. Kasza parowała w garnku. Kiedy Nibir wrócił, zagwizdał na jej widok. Chciał ją objąć, ale ona uciekła mu i pomknęła w stronę schodów, krzycząc żeby poszedł za nią i zabrał jedzenie. Posłuchał jej, zaintrygowany dziwnym zachowaniem, zaślepiony żądzą.
Ona przeskakiwała po dwa stopnie, a on wlókł się, uważając żeby nie uronić ani odrobiny z ich posiłku. Zanim dotarł na dach, Vler zdążyła wyrównać oddech i usiąść przy samej krawędzi. Chłopak stanął w drzwiach, opierając się o framugę i dysząc. Popatrzył na drobną postać rozświetloną słońcem. Była piękna. Teraz to do niego dotarło. Blizny już nie rzucały się w oczy tak bardzo, stały się jej częścią. Machała nogami nad przepaścią, ciesząc się przy tym jak dziecko. Usiadł obok. Spojrzała na niego dziwnie, przenikliwie i wrogo. Wstała. Oparła się kolanami o jego kręgosłup delikatnie gładząc włosy, poprosiła, żeby podał jej garnek. Usłuchał. Zanim zdążył choćby krzyknąć, gorąca masa chlusnęła mu na głowę. Zawył jak ranione zwierze i rzucił się na plecy. Skóra piekła go tak bardzo, że przestał myśleć. Szarpał się i krzyczał. Nie dała mu czasu na oprzytomnienie, przykładając coś zimnego do gardła. Zgarnął z twarzy kleistą kaszę. Rozerwał sklejone powieki i spojrzał prosto na solidny, metalowy łom oparty na krtani.
- Co ty wyprawiasz? – syknął, starając się odzyskać oddech.
- Taka kurwa jak ty, nie ma prawa żyć - wydusiła z siebie, jedną ręką odsłaniając biust - Lubiłeś je, co? Lubiłeś?
- Vler - uspokój się, proszę. Obiecuję, że już cię nawet nie dotknę - Strach zaczął go paraliżować.
Splunęła mu w twarz i zaczęła się histerycznie śmiać. Docisnęła łom. Zakrztusił się, zacharczał. Mocnej. Oczy wyszły mu na wierzch, metal miażdżył krtań. Chwyciła go za kurtkę i podniosła, żeby jeszcze raz spojrzeć w przerażone źrenice. Odwróciła bezwładne ciało i kopniakami zaczęła spychać je z dachu. Była już tak blisko upragnionego celu, kiedy Nibir nagle, w ostatnim odruchu, zacisnął swoją dłoń na jej łydce. Straciła równowagę, przez chwilę balansowała ciałem, a potem, razem ze szczurem, runęła w dół. Spadali długo. Oboje martwi - on z przebitym gardłem, ona zabita przez pęd powietrza. Za luźna sukienka łopotała, jasne pasma włosów tańczyły w powietrzu. Zanim Vler, piętnastoletnia, chora na gorączkę krwotoczną i przez pół życia nieszczęśliwa, dziewczyna poniosła śmierć, zdążyła jeszcze pomyśleć, że latanie to istotnie piękna rzecz, a bycie skurwysynem jednak się nie opłaca.
Axiel.
strony: [1] [2] |
komentarz[5] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Utracone Marzenia" |
|
|
|
|
|
|
Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!
|
|
Sonda |
Top 10 |
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
ShoutBox |
|
|