..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Mei


Mei zatrzymała motor. Zdezelowana honda zakaszlała. Dziewczyna zaklęła ze złością i zamaszystym ruchem zerwała z głowy niepotrzebny kask. Splunęła na rdzawy piach i z westchnieniem spojrzała na starą tabliczkę z ledwie widocznym, białym napisem: "Witaj w Shoyo". Pomyślała, że to strasznie głupia nazwa dla takiej dziury.
Wsunęła dłonie do kieszeni spranych jeansów i zaczęła się zastanawiać, co robić. Na wysuszony koniec świata, w którym się znajdowała, przygnała ją zachcianka, mrzonka, śmieszna tęsknota.
Stojąc po środku niczego, smagana przez gorący wiatr, nie potrafiła wytłumaczyć samej sobie, czemu uwierzyła mężczyźnie poznanemu w Nowym Jorku. Zastanawiała się, jak mogła pozwolić sobie na szaleńczą wyprawę przez pół Stanów tylko po to, żeby zobaczyć zagrzebane w piasku pustyni resztki małego miasteczka.
W myślach wciąż słyszała ciepły głos namawiający ją na spotkanie w barze dla kierowców przy US 90. "Tak maleńka, bądź tam, a zobaczysz, że nie pożałujesz. Otworzę przed tobą bramę do nowego raju. Tak, bądź tam maleńka, a ja będę czekał. Nie musisz się niczego bać".
Nie bała się.
Nie miała wiele do stracenia. Zasrańców, którzy próbowali ją wykorzystać nie była w stanie zliczyć. Umiała ich bezbłędnie rozpoznawać, a Nowojorczykowi zaufała bez zastanowienia. Był lepszy. Miał w sobie tajemnicę, która kusiła. Była w nim dziwna dzikość i siła. Mei zapragnęła go od razu, chociaż w jego oczach był tylko chłód.
Często, w czasie długiej podróży, zastanawiała się, czemu w końcu zwrócił na nią uwagę. Nie chciała wierzyć, że to zasługa jej delikatnej buzi i długich nóg. Z dziecinną naiwnością przekonywała się, że ten człowiek widzi w niej coś więcej niż ciało. Ból, który w sobie nosiła sprawiał, że z łatwością odsuwała zdrowy rozsądek na dalszy plan.
Złożyli sobie obietnicę. Będzie na nią czekać. Nie mógł kłamać. Był przecież inny, dobry. Gdy zaczął grać dla niej na gitarze, uznała, że nie może być zły. Źli ludzie nie wydobywają z dwunastu strun hipnotyzujących, sennych dźwięków, które oczarowują i przynoszą ukojenie.
Mei rozpaczliwie potrzebowała kogoś, kto mógłby otoczyć ją opieką. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, chociaż wciąż odsuwała od siebie świadomość własnej słabości.
Przez wiele lat jej życie przypominało bajkę, która skończyła się tak gwałtownie, że dziewczyna długo nie wiedziała czy śni czy znajduje się na jawie.
Odkąd pamiętała, miała u swojego boku Nicka. Trwał przy niej niewzruszenie. Znosił jej wybuchy i humory. Był jej kochankiem, ojcem i przyjacielem. Ochroniarzem. Tarczą zasłaniającą ją przed wszystkim i wszystkimi. Gdy go straciła, świat przestał mieć znaczenie. Była pusta jak dzban. Nie czuła. Niczego nie potrzebowała. Nagle stała się panią własnego losu chociaż wcale tego nie chciała, bo nie miała pojęcia jak nim kierować. On odszedł, a ona została w pustym domu ucząc się od nowa funkcjonowania. Na długo po tym jak zniknął, wciąż przygotowywała jedzenie dla dwóch osób, wciąż, z pedantyczną starannością, układała koce na ich łóżku. Płakała niemal bez przerwy. W małym, rozbitym lusterku, które dał jej na urodziny widziała spuchniętą, czerwoną twarz, ale nie pozwalała na zmianę. Zamknęła się we własnym nieszczęściu i nie wychodziła z niego, pragnąc jedynie znowu zobaczyć jego uśmiech i skórzaną opaskę na prawym oku. Czekała cierpliwie, z uporem. Co noc siadała na dachu i drżąc patrzyła w noc. Bez końca czytała kilka koślawych słów skreślonych przez niego na kawałku papieru:

Odchodzę, żebyś nauczyła się być. Może, któregoś dnia, znowu się spotkamy. Poradzisz sobie, jestem tego pewien.
N.


Stopniowo jednak nawet jej silna nadzieja zaczęła przygasać. Zaczęła zasypiać o zachodzie słońca, a potem zdeptała lusterko i odeszła.
Tak jak on, nie oglądając się za siebie.

Zaśmiała się, przypominając sobie siebie sprzed lat. Nick zostawił po sobie tylko ranę, która nie była w stanie się zabliźnić. I bezsilność doprowadzającą do obłędu.
Mei postanowiła kiedyś, że nigdy więcej nie pozwoli żadnemu mężczyźnie zbliżyć się do siebie, ale teraz to postanowienie kruszało. Jej myśli zaprzątała twarz, którą widywała od wielu lat. Zawsze przychodził do tego samego baru. Był gdzieś obok, wśród tłumu, ale nie widział jej, aż do pewnego wieczora.
Usiadł wtedy przy niej i położył jej dłoń na ramieniu, a ona znieruchomiała. Po kręgosłupie przeszedł jej zimny dreszcz. Zaczął mówić, a każde jego słowo było jak melodia dawno zapomnianego szczęścia. Nie chciał niczego poza jej towarzystwem.
Spotykali się coraz częściej i coraz więcej rozmawiali. Słuchał jej z zainteresowaniem, a gdy zaciskała usta i zaczynała tępo patrzeć w ścianę, milczał.
A potem powiedział jej, że może zabrać ją do innego świata, do miejsca, w którym nie zagrozi jej już nic. Posłuchała go, uwierzyła mu. Nowy Jork napawał ją wstrętem. Bała się kanałów i ulic pełnych ludzi Collinsa. Miasto było dla niej za ciasne, za głośne. On obiecywał raj.

Patrząc na napis witający podróżnych w Shoyo, Mei przemknęło przez głowę, że jest szalona, ale bardzo szybko odegnała tę myśl. Przed nią ciągnęła się prosta jak strzała ulica otoczona z obu stron domami jednorodzinnymi. Większość z nich pochłonęła już pustynia. Nie były zniszczone, nawet szyby pozostały całe, ale Shoyo było ciche, opuszczone dawno temu.
Żar lejący się z nieba osłabiał. Mei postanowiła jak najszybciej dostać się na drugi kraniec miasteczka, do baru, w którym miał czekać on.
Honda nie odpaliła i dziewczyna, klnąc coraz głośniej, zaczęła pchać motor do celu.
Bar, znajdujący się na drobnym wzniesieniu, ocalał od zasypania. Nonowy napis z nazwą spłonął dawno temu, a szyby pokryły się warstwą kurzu i brudu tak grubą, że Mei nie była w stanie zobaczyć wnętrza. Z niepokojem podeszła do drzwi i pociągnęła je czując, że serce podjeżdża jej do gardła. Jeżeli nie będzie go w środku, zginie na tej przeklętej patelni.
Rozległo się potępieńcze zgrzytanie i drzwi uchyliły się, a dziewczyna zgięła się wpół pod wpływem fali dusznego, zatęchłego powietrza, które wypłynęło ze środka. Poczuła mdłości i była bliska zwymiotowania na własne buty, ale nie pozwoliła sobie na słabość. Zatykając usta dłonią przekroczyła próg. Przez chwilę kaszlała osuwając się z dławiącym smrodem. Ktoś zmarł w tym miejscu, zginął tu i został na zawsze, rozkładając się na podłodze. Jedzenie, które trzymali w lodówkach zgniło, gdy tylko wysiadł prąd. Fetor był tak silny, że oczy dziewczyny zaczęły łzawić.
Stała na środku i rozglądała się oszołomiona.
Biało-czarne linoleum na podłodze było wyblakłe i dziurawe, wściekle czerwone stoliki z tandetnego plastiku wyglądały jak mebelki dla lalek, które kiedyś znalazła w ruinach szkoły. Kanapy były podziurawione, a nieliczne krzesła poprzewracane. Wszystko pokrywał kurz. Na ladzie zobaczyła kilka szklanek, kubków i talerzy z resztkami czegoś, co bardzo dawno temu musiało być pachnącym ciastem z truskawkami.
Ciasto z truskawkami.
Mei poczuła ssanie w żołądku i zaczęła się zastanawiać skąd może wiedzieć, jak smakuje ciasto, czemu oddałaby wszystko za malutki kawałek kruchego, zarumienionego ciasta z lepką, słodką masą.
Ciasto z truskawkami.
Zachwiała się na nogach.
W rogu coś się poruszyło.
Odwróciła się instynktownie i zobaczyła, że szafa grająca zaczyna jarzyć się zielonym, jaskrawym światłem. Sekundę później rozbłysły lampy na suficie oślepiając ją całkowicie, a z głośników popłynęły dźwięki starego szlagiera:

Wiem, czasami między nami było bardzo źle,
Wiem, nie dałem ci znać, że znowu jestem w mieście.
Nikt inny, tylko ty najlepiej to wie.
A więc powiedz mi, powiedz, proszę cię,
Mała, czy możesz polubić swojego faceta?
To porządny gość.
Powiedz, mała, czy możesz polubić swojego faceta?


Upadła na kolana czując, że cały świat dookoła niej zaczyna tańczyć. Kształty i kolory rozmazywały się, rozciągały w nieskończoność, w głowie dudniła muzyka, potęgowana przez echa zapomnianych głosów, śmiech, który oddalał się i wracał.
Mei zwymiotowała, a potem zemdlała.

Obudziło ją szarpanie. Ktoś kucał obok niej i szarpał rękaw jej kurtki.
- Larry, jesteś... - wychrypiała cicho, zbyt oszołomiona, żeby zrozumieć, co się dzieje.
- Jestem, maleńka.
Przyłożył do jej czoła szmatkę zmoczoną zimną wodą. Miał nagi tors i opaskę na czole. Na klatce piersiowej perlił mu się pot. Tatuaż na jego ramieniu, w oczach dziewczyny, wyglądał jak zionąca czernią plama.
- Nie widzę. Larry, nie widzę cię wyraźnie.
- Usiądź. Pomogę ci. Zraniłaś się upadając.
Mei, podtrzymywana przez mężczyznę, z jękiem bólu podniosła się z podłogi. Była brudna, powieki zalewała jej krew.
- Co się stało? Czemu ja... Larry, co to było? Ta muzyka, ja... - urwała szukając właściwych słów, ale zamiast powiedzieć cokolwiek, rozpłakała się.
Kucał obok niej nieruchomo. Biła od niego pewność siebie i spokój. Objął ją i przytulił. Pachniał wiatrem i pustynią, wolnością.
- Mei, zemdlałaś, to wszystko. Uderzyłaś się o stół. Musiałaś być wyczerpana. Jesteś odwodniona, a na zewnątrz jest cholernie gorąco. Zdejmij tę przeklętą kurtkę. - Posłuchała go, powoli zasuwając z ramion czarną skórę - I spodnie też. Widzisz. Lepiej ci?
Wytarł mokrą szmatką krew, która brudziła jej policzki i nos. Uśmiechał się przy tym, a dziewczyna czuła, że odzyskuje spokój. Miał rację - musiała przesadzić ze słońcem, za mało piła i spała, straciła przytomność.
- Długo tak leżałam?
- Nie wiem, znalazłem cię przed chwilą.
- Gdzie byłeś wcześniej? Czemu chciałeś się tu spotkać? Ten zapach... Nie mogę go znieść.
Nie odpowiedział nic, spojrzał tylko w bok, na drzwi, które teraz stały otworem wpuszczając do wnętrza świeże powietrze.
- Och.
- Nie martw się już niczym maleńka. Obiecałem ci, że będzie dobrze. Muszę ci coś pokazać, ale zanim to zrobię, doprowadzę cię do porządku.
Wziął ją na ręce, tak jakby nic nie ważyła i posadził na ladzie rozrzucając naczynia, które potłukły się z głośnym brzękiem. Odgarnął wilgotne, rude kosmyki z jej czoła, a potem starannie i powoli zaczął nawilżać jej ciało. Moczył kuchenną ściereczkę w wodzie i przecierał nią rozpaloną skórę dziewczyny.
Mei drżała, ale nie było to drżenie strachu ani zmęczenia. Oczy Larry'ego omiatały ją i widziała w nich pożądanie. Drobne iskierki, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze. Był tak blisko, że jego szorstkie, wojskowe spodnie drażniły skórę na jej udach. Oddychał szybko.
Pragnęła go tak samo mocno, jak on jej. Od zniknięcia Nicka nie czuła czegoś podobnego. Całe jej ciało krzyczało. Między nogami poczuła wilgoć i zarumieniła się. Zauważył to. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie, a dłoń, silna, męska dłoń, wsunęła się pod jej bluzkę. Chciała zaprotestować, ale nie znalazła w sobie siły. Dotknął jej piersi, a ona wciągnęła głęboko powietrze.
Larry przylgnął do jej ust, przylgnął do niej całym sobą. Wiedziała już, że nie oprze się jego sile, że chce ulec. Odwzajemniła pocałunek, a sekundę później ziemia zadrżała.
Jego palce były delikatne i chłodne.
Wsunął je w nią szybko, gwałtownie. Oczy Mei rozszerzyły się, by po chwili złagodnieć, usta rozchyliły się mimowolnie. Przygryzła wargi i pozwoliła by pieścił ją, by zagarniał jej ciało, kawałek po kawałku.
Nie patrzyła na niego, gdy rozpinał spodnie. Spuściła wzrok jak mała dziewczynka, która wstydzi się tego, co ma się za chwilę stać, a gdy chwycił jej uda, gdy przyciągał ją do siebie, wbiła paznokcie w jego ramiona.
Wszedł w nią.
Pociemniało jej przed oczami.
Jęknął cicho, zamarł na moment, a potem zaczął powoli i rytmicznie się poruszać, spleciony z nią w uścisku ciał i zmysłów.

W opuszczonym i zapomnianym przez wszystkich barze dla kierowców ciężarówek przy drodze US90, za brudnymi, zakurzonymi szybami, otoczeni piaskiem pustyni, Mei i Larry znaleźli spełnienie, które oszołomiło ich oboje. Szukali się długo, powoli ucząc się siebie, a gdy odkryli wspólną melodię, zapragnęli słyszeć ją bez końca.

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Larry usiadł ciężko na kanapie i otarł pot z czoła. Zatęchły zapach dawno rozpłynął się w wieczornym powietrzu. Mei przeciągnęła się jak kot i uśmiechnęła do niego. Patrzyli na siebie w ciszy, w zapadającym powoli mroku. Dziewczyna wyjęła z kieszeni spodni pogniecioną paczkę Malboro. Larry skrzywił się, widząc jak z rozkoszą zaciąga się dymem.
- Miałeś mi coś pokazać.
- Tak, maleńka. Ubierz się. Zaczyna się robić zimno.
Posłuchała go tak, jakby był jej przełożonym. Zbłąkany uśmiech nie schodził z jej miękkich ust.
- Chodź ze mną.
Przeszli przez wahadłowe drzwi prowadzące na zaplecze. Mei od razu zauważyła, że wszystkie okna są pootwierane, ale i tak wyczuła słodkawy zapach rozkładu, a Larry szedł prosto w kierunku jego źródła.
Na metalowym blacie służącym do krojenia warzyw leżało rozkładające się ciało mężczyzny. A obok niego, na zalanych posoką kafelkach, spoczywała przepaska na oko.
Mei zaczęła krzyczeć ze strachu, a Larry... Larry zaczął się śmiać. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić chwycił ją za nadgarstki i wykręcił je do tyłu.
- Co? Co ty? Larry! - Zasyczała, czując narastające i paraliżujące ją przerażenie.
- Zamknij się. Poznajesz?
Dziewczyna rozpłakała się żałośnie. Chciała uciekać, zniknąć, przestać widzieć i czuć, ale nie mogła, nie była w stanie. Nowojorczyk stał tuż za nią, boleśnie ściskając jej ręce i uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Przestań krzyczeć. To twój Nick. Jest martwy jak jasna cholera i nic już na to nie poradzisz, ale to nie ja go wykończyłem maleńka, nie ja. Puszczę cię, jeśli obiecasz, że nie uciekniesz. Nie zapominaj, że jesteśmy na pustyni. Nie zabiegniesz za daleko po maratonie, który sobie zafundowaliśmy. Nie masz wody. Twój motor nie nadaje się już do niczego.
Każde z wypowiedzianych przez niego słów uderzało w nią, wbijało się w jej mózg jak ostry gwóźdź. Zwiotczała w jego uścisku. Przez kilka sekund, które były dla niej wiecznością, stała nieruchomo, a potem odezwała się łamiącym się głosem:
- Możesz mnie puścić. Nigdzie nie pójdę. - Uścisk na nadgarstkach zelżał.
- To ty zabiłaś Nicka.
Mei usiadła. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Przyjechaliście tu razem jakiś czas temu, później niż ci się wydaje. Chcieliście zwiać do lepszego świata. Jechaliście przez cały kraj, jak dwa szczęśliwe gołąbeczki. Zatrzymywaliście się w małych osadach, sprzedawaliście wszystko, co mieliście, żeby kupić jedzenie i paliwo. Było wam dobrze i pięknie. Żadne z was niczym się nie przejmowało. Chcieliście znaleźć zakątek, który się wam spodoba, taki, w którym będzie się wam wygodnie żyło. Nick kilka razy usiłował cię namówić na osiedlenie się w miasteczkach, w których byliście, ale ty ciągle mu odmawiałaś. Zaczęliście się kłócić.
Mei przestała płakać. Rozglądała się dookoła siebie niewidzącymi oczyma. Coś tępo pulsowało jej w głowie, coś krzyczało jej w środku.
Larry stał obok niej.
Trup Nicka leżał, rozkładając się spokojnie, tuż przed jej nosem.
A potem wróciły wspomnienia.
Siedzieli razem przy oknie. Krzyczeli na siebie. Nick wstał i zaczął wyrzucać z plecaka wszystkie jej rzeczy. Wymachiwał rękami jak opętany, miał czerwoną twarz. Ona podniosła się z miejsca i właśnie wtedy znalazł jej lusterko. W szale rzucił je na posadzkę i zdeptał obcasem. Mei wybiegła do kuchni zalewając się łzami. Stała oparta o blat, na którym teraz spoczywało ciało. Obok jej chudej dłoni lśnił nóż. Widziała w nim własne odbicie. Nick przyszedł do niej po jakimś czasie. Stała tyłem do niego. Podchodził do niej powoli, przepraszał, a ona wbiła mu ostrze w gardło.
Potem starannie ułożyła ciało na blacie. Obmyła je z krwi. Nóż wyrzuciła. Przeszukała wszystkie szafki. W jednej z nich znalazła ciasto w proszku. Można je było przygotować z wodą. Udało się wyśmienicie, tak przynajmniej wydawało się dziewczynie. Nie miała dostępu do lodówki, w której masa powinna się schłodzić, ale zjadła gęstą maź ze smakiem. I odjechała wymazując z pamięci wszystko, co się wydarzyło, zamieniając wspomnienia na wyobrażania, które pozwalały oddychać.

Larry wyniósł Mei z kuchni. Ułożył ją na jednej z kanap i okrył kocem. Dziewczyna trzęsła się jak w gorączce. Z oczu, nieprzerwanym strumieniem, płynęły jej łzy.
- Widzisz, maleńka. Znasz już prawdę. Teraz jesteś wolna, w pełni wolna. Nick zostanie za tobą... a przed tobą jest tylko brama do nowego świata. Nie bój się. Ja cię nie zostawię. Chyba możesz mnie jeszcze polubić, prawda? Przecież, w gruncie rzeczy, całkiem porządny ze mnie gość.


W opowiadaniu zostały wykorzystane fragmenty książki "Bastion" S. Kinga i zostało ono zainspirowane tą książką.


Axiel.
komentarz[11] |

Komentarze do "Mei"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.119240 sek. pg: